niedziela, 2 kwietnia 2017

Rozdział II: Klub bajerantów

       Hej! Mamy jeszcze parę rozdziałów napisanych i gotowych do opublikowania, więc jeszcze przez jakiś czas tempo powinno być niezłe. Postaram się go nie zmieniać, ale mój kwietniowy kalendarz prezentuje się przerażająco, więc zobaczymy, jak będzie dalej. Weny i chęci do pisania mi nie brakuje, ale mam delikatne poczucie winy za każdym razem, kiedy poświęcam więcej niż godzinę na opowiadanie, a nie na pracę, która wydaje się nie mieć końca. No a muszę jeszcze znaleźć czas, żeby pochylić się nad "Kontrapunktem" i wprowadzić wszystkie poprawki, póki co utknęłam na czwartym rozdziale pierwszego tomu, a chciałabym jak najszybciej zaprezentować Wam go w ładnej, pdf-owej wersji :) No ale wszystko po kolei, więc póki co wrzucam dziś kolejny rozdział, bo jest taka piękna, spokojna niedziela, a od jutra znowu wyścig z czasem. 
     Dzięki za komentarze i miłe słowa, jesteście kochani. Życzę przyjemnego czytania, zostawcie po sobie słówko, jeśli macie ochotę. Do zobaczenia za tydzień!






Rozdział II


Klub bajerantów





       Przez resztę poranka Maks był nieco odrętwiały, ale poza tym trzymał się całkiem nieźle. Zrobił śniadanie, starając się wyciąć ze swoich myśli obraz zdenerwowanego dzieciaka wybiegającego z lasu, obracającego się raz po raz przez ramię, jakby spodziewał się, że w każdej chwili ktoś może zacząć go ścigać. Przeszedł w myślach chyba przez wszystkie scenariusze tego, co tam się mogło wydarzyć, tego, z kim Aleks rozmawiał, kto jeszcze tam był, do kogo należał telefon i dlaczego był taki ważny. Tyle niewiadomych i zero odpowiedzi. Próbował usilnie nie myśleć o tym, że było spore prawdopodobieństwo, że tej nocy spał pod jednym dachem z facetem, który kogoś zamordował. Facetem, który teraz wiedział dokładnie, gdzie Maks mieszkał i jak się nazywał, a o którym Maks nie wiedział praktycznie niczego, co stawiało go na o wiele słabszej pozycji. Próbował też zmusić się, żeby przestać o tym myśleć i puścić całą sprawę w niepamięć, rzeczywiście zdecydować, że to się nigdy nie wydarzyło i zapomnieć o tym, że jego droga kiedykolwiek skrzyżowała się z drogą tajemniczego Aleksa, o ile to w ogóle było jego imię. Zapominanie jednak szło mu kiepsko, więc wyłączył telewizor, po czym włączył go z powrotem i znowu wyłączył. Nie mógł zdecydować, czy chciał wiedzieć więcej, czy nie. 
     Zastanawiał się, co się działo z Aleksem. Czy śledztwo doprowadzi do niego policję, czy nie. Może doprowadzi ich do Maksa? Uspokój się – powiedział sobie w duchu. – Nie zrobiłeś nic złego. No cóż, miał pewne informacje i zatrzymał je dla siebie, nie mówiąc już o tym, że ukrył w swoim mieszkaniu osobę, która była w to wszystko zaplątana. Czy to już liczyło się jako współudział? Jezu, w co on się wpierdolił? 
      Nie zauważył, kiedy nadeszło i minęło południe. Prawie dostał zawału, gdy listonosz zadzwonił domofonem. Odebrał korespondencję i wrócił do bezsensownego siedzenia przy stole i gapienia się w przestrzeń. W końcu koło czternastej wstał niechętnie, poszedł do sypialni i rzucił się na łóżko, zerkając na swój telefon. Pisała do niego Ewelina z pytaniem, czy chciał iść z nią dzisiaj na urodziny jej koleżanki. Życie Eweliny zmieniło się, kiedy Maks był w Anglii, albo raczej jej życie cały czas szło do przodu, podczas gdy jego już dawno stanęło w miejscu. Kiedyś oboje byli odszczepieńcami wolącymi swoje własne towarzystwo. Teraz Ewelina włóczyła się z przyjaciółkami po klubach, a Maks czuł się tak bardzo jak piąte koło u wozu, jak tylko się dało. 
        Drugi SMS był od nieznanego numeru.

        Od: *********. Nie zrobiłeś niczego głupiego, co?

     Nie podpisał się. Nie musiał. Maks zmarszczył brwi, zastanawiając się, skąd ten kombinator wziął jego numer. Wszedł w historię i zobaczył, że rzeczywiście z jego telefonu zostało wykonane połączenie na ten sam nieznany numer wczoraj o drugiej trzydzieści sześć. Jak to było możliwe, że zdołał to zrobić tak, żeby Maks się nie zorientował? 
       Westchnął, zapisując numer w kontaktach i uśmiechnął się pod nosem, czując mimowolną ulgę na myśl o tym, że Aleks nie zniknął zupełnie.

        Do: Aleks. Myślałem, że miałem o tym zapomnieć – odpisał. 

        Od: Aleks. Dobrze, zapominaj dalej. Wybacz. Martwiłem się.

       Maks uniósł brwi, czytając wiadomość raz po raz. Teraz się, kurwa, martwił? O kogo? O siebie? O Maksa? O zabójcę? Wszystkie te opcje były możliwe. Po co w ogóle pisał, skoro zamierzał pozbyć się Maksa z obrazka i jeszcze chwilę wcześniej wyraźnie chciał, żeby już nigdy do tego nie wracali? Ten koleś był kompletnie nielogiczny.

        Do: Aleks. O mnie? Jestem wzruszony.

        Od: Aleks. Cóż mogę powiedzieć, taki już troskliwy ze mnie facet.

     Jezu, nic w tej układance do siebie nie pasowało. Nikt nie przekona Maksa, że to były słowa kogoś, kto potrafiłby zastrzelić człowieka z zimną krwią. To nie była twarz kogoś, kto potrafiłby zastrzelić człowieka z zimną krwią. Jego instynkt się nie mylił, Aleks nie mógł tego zrobić. Musiał być w to w jakiś sposób zamieszany, ale nie mógł być sprawcą. Kim był ten gość, który został zastrzelony? Może to rzuci choć trochę światła na to wszystko… Nie zamierzał pomagać policji w śledztwie, jeszcze życie mu było miłe, ale zebranie jak największej ilości informacji nie zaszkodzi, prawda?
        Po dosłownie sekundzie wahania Maks z powrotem włączył telewizor.


***


     Jeśli było na świecie cokolwiek, co autentycznie relaksowało Maksa, który z natury nie należał do nadmiernie zrelaksowanych osób, to było to gotowanie. Ugniatał właśnie wściekle miąższ z awokado, zastanawiając się, po co mu ogromna miska guacamole, bo przecież nie było szans, żeby sam to wszystko zjadł, ale całkiem nieźle odrywało go to od dręczących myśli, więc nieważne, kto to zje. 
    Jednym uchem nadal słuchał wiadomości, rejestrując jedynie co drugie, trzecie zdanie. „Czy policja ma jakikolwiek trop? Niestety policja nie ma żadnego tropu, ale będziemy badać sprawę nieustannie.” Maks nawet nie zdał sobie do końca sprawy z tego, że odetchnął z ledwo wyczuwalną ulgą. Aleks był bezpieczny. "Policja zidentyfikowała ofiarę jako dwudziestoośmioletniego Piotra R., mieszkańca Pragi Północ... Czy możemy mieć do czynienia z mafijnymi porachunkami? Biorąc pod uwagę tożsamość ofiary jest to bardzo prawdopodobne”. Maks westchnął wewnętrznie. Szlag by to, dzieciaku, w coś ty się wpakował? – pomyślał z desperacją. – W coś ty mnie wpakował?
      Słuchał i słuchał, i im więcej słuchał, tym miał wrażenie, że mniej wiedział. A im miał wrażenie, że mniej wiedział, tym bardziej wpadał w panikę. Wyżywał się na awokado, które nic nie zawiniło i próbował zamknąć głosy w swojej głowie. Wcześniej jedynie wiedział o tym, że się bał, ale teraz zaczynał autentycznie odczuwać ten obezwładniający strach, że to wcale nie skończy się na tej dziwacznej nocy, że za sprawą jednej idiotycznej decyzji i swojej nagłej potrzeby pomagania ludziom Maks wyląduje w więzieniu albo gdzieś z kulką w czaszce, zapomniany przez świat. To było możliwe, prawda? To było nawet prawdopodobne, przecież ludzie tacy jak oni (kimkolwiek by nie byli) nie zostawiali spraw ot tak, niezamkniętych. A już na pewno nie zostawiali takich Maksów, którzy po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. 
      Czy Aleks też znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie? Czy może był tam bardzo nie przez przypadek? Maks nie był pewien, czy chciał znać odpowiedź na to pytanie. 
       Zasyczał z bólu, kiedy usłyszał dzwonek, a ostrze małego nożyka, którym właśnie kroił jalapeños przejechało po jego kciuku. Natychmiast wsadził go między wargi, odwracając się i wpatrując się w drzwi z sercem dudniącym mu w piersi. Kto to był? Policja? Nie no, niemożliwe, żeby tak szybko go znaleźli, ale… może wiedzieli? Czy to było możliwe, żeby ktokolwiek wiedział, że Aleks tu dzisiaj był? Zerknął na zegarek, zbliżała się siedemnasta. Okej, Maks, nie panikuj. Podszedł do drzwi, starając się zachować spokój i otworzył je na oścież.
      – Hej, kochanie – rzuciła Ewelina od progu, po czym bez wahania weszła do środka i pochyliła się, żeby pocałować go w policzek. – Pamiętasz Anetę, nie? – dodała, wskazując na stojącą za nią blondynkę, która uśmiechnęła się nieśmiało. Maks zamrugał. 
       – Tak, jasne – skłamał. Może i kojarzył dziewczynę, ale jak przez mgłę. – Proszę, wchodź – dodał, siląc się na uśmiech i robiąc krok do tyłu. Aneta zaczęła zdejmować buty, podczas gdy Ewelina odwróciła się do niego, kładąc dłoń na zgięciu jego łokcia i uśmiechając się tak, jak zawsze uśmiechali się do siebie porozumiewawczo i po prostu wiedzieli, że cokolwiek by się nie działo w życiu, byli w tym razem. Maks odwzajemnił uśmiech. Ewelina sprawiała wrażenie podekscytowanej, być może była jeszcze na fazie zaręczyn – kobietom to się najwyraźniej zdarzało – a być może było to spowodowane tym, że była sobota. Ewelina zawsze w weekendy odżywała i Maks miał ochotę powiedzieć jej, że z poniedziałkami było wszystko w porządku, po prostu ludzie tacy jak ona obwiniali ten biedny dzień o całe zło świata tylko dlatego, że nienawidzili swojej pracy. Ostatecznie oczywiście nigdy jej tego nie powiedział. 
        – Coś się stało? – zapytała, marszcząc brwi. 
     Nie, skarbie, po prostu wczoraj zamordowano człowieka, a ja byłem dosłownie obok, zatrzymałem samochód i przez chwilę pogawędziłem z gościem, który prawdopodobnie to widział, a być może nawet to zrobił (choć Maks nadal nie przyjmował takiej opcji do wiadomości), a potem przywiozłem tego gościa do swojego mieszkania i dałem mu nawet kocyk, żeby mógł się przykryć. Nic takiego. 
        Cholera, Maks, weź się w garść. Jeśli jest cokolwiek, co potrafisz robić to jest to udawanie, że wszystko jest w porządku. 
        – Nie no, skąd – odparł beztrosko, ale Ewelina nawet go nie słuchała, tylko weszła do salonu. 
       – No przecież widzę, że jesteś zdenerwowany – prychnęła. – Gotowałeś, a nie miałeś dla kogo gotować, to zawsze oznacza, że jesteś zdenerwowany – dodała, wskazując wymownie na stojące na blacie guacamole. Maks przeklął w duchu to, że musiała tak dobrze go znać. – Martwisz się tą rozmową kwalifikacyjną? – dodała zaniepokojonym tonem, a Maksowi przypomniało się, że rzeczywiście był umówiony na rozmowę kwalifikacyjną. Ciekawe, czy pamiętałby, żeby na nią pójść, gdyby teraz o tym nie wspomniała. Ciekawe, czy będzie pamiętał w poniedziałek. Cholera, chyba będzie musiał to gdzieś zapisać. 
     – No… trochę – przyznał z zażenowaniem, kłamiąc jak z nut. – Chcecie? – dodał, zmieniając temat i wyciągając trzy talerze. Aneta uśmiechnęła się do niego z jakimś takim rozrzewnieniem i dostrzegł kątem oka, że zerknęła porozumiewawczo na Ewelinę, która uniosła brwi, zupełnie jakby chciała powiedzieć „a nie mówiłam?”. Maks nie chciał w to nawet wnikać, bo z jakiegoś powodu dziewczyny zawsze uważały gotujących facetów za rozczulających, uważały też za rozczulających niepewnych facetów, którzy otwarcie się do swojej niepewności przyznawali. Maks był zaś jednym i drugim, więc nie zdziwiłby się, gdyby w ich oczach był słodszy niż szczeniaczek. Jezu, kobiety były takie dziwne. 
      – Co oglądasz…? Uch – skrzywiła się Ewelina, widząc wiadomości, w których zostawili w końcu sprawę tajemniczego warszawskiego morderstwa i w zamian zaczęli mówić o wycince drzew. – „Kuchenne rewolucje” lecą – oznajmiła, przełączając kanał. – Słuchaj, posiedzimy trochę, zjemy i lecimy na imprezę, nie? – zapytała Maksa w taki sposób, jakby odpowiedź negatywna w ogóle nie wchodziła w grę. 
        – No jasne, okej – zgodził się posłusznie. – A gdzie na tą imprezę? – dodał z zaciekawieniem. 
        – Gdzieś na miasto – odparła beztrosko Ewelina, wzruszając ramionami. – Znajdziemy perfekcyjny klub – zapewniła go z diabelskim uśmieszkiem. Maks uniósł brwi, ale pokiwał głową. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był w klubie. Może na początku studiów zdarzyło mu się wyjść parę razy do knajpy, ale raczej preferował domówki, jak już musiał wychodzić do ludzi. To znaczy to nie było tak, że nie lubił się bawić. Lubił, ale nie lubił tłumów i hałasu, i dzieciaków wylewających na niego drinki, a miał takiego pecha, że zdarzało się to nagminnie. 
       Ale Ewelina była teraz dziewczyną chodzącą do klubów i była też jego przyszłą żoną, co oznaczało, że i on będzie zmuszony do zmienienia swoich przyzwyczajeń.
        Zanim zabrał się za przygotowywanie jedzenia wyciągnął jeszcze na szybko komórkę i odblokował ją, kiedy dziewczyny były zajęte krytykowaniem krytyki Magdy Gessler. 

       Do: Aleks. No rzeczywiście mały aniołek. Może jeszcze wczoraj bym w to uwierzył – wysłał, nawiązując do jego poprzedniej wiadomości. Przecież nie zaszkodzi, jak sobie trochę popiszą, nie? Zresztą... Aleks sam zaczął.


***


       Maks już wcześniej wiedział, że kluby nie były jego specjalnością, ale teraz dodatkowo utwierdził się w tym przekonaniu. Zaciskał wargi tak mocno, że aż zaczynały go boleć i miał autentyczną ochotę przepraszać swoje bębenki w uszach za krzywdę, jaką im uczynił. Posiadał jednak pewien talent do odnajdywania się w nieprzyjemnych sytuacjach, dzięki któremu przetrwał dwa lata na uniwersytecie w Cambridge i ten sam talent pozwolił mu odnaleźć się również w tym dziwnym, eterycznym miejscu, po którym już od prawie godziny krążył wśród tłumu ze szklanką pełną Jacka Danielsa, w której roztopił się już cały lód i mocno zblazowaną miną. Czasami odwzajemniał uśmiechy kobiet, ale częściej wypatrywał w tłumie Ewelinę i jej koleżanki, które kręciły biodrami, udając, że nie zauważają reszty świata, choć tak naprawdę schlebiali im ci wszyscy faceci, którzy podchodzili do nich i wili się przez kilka chwil, robiąc przy tym absurdalnie głupie miny. Kiedy po kilkunastu sekundach nie udawało im się niczego ugrać, odchodzili rozczarowani i o wiele mniej seksowni niż jeszcze chwilę wcześniej. Maks obserwował ten teatrzyk z pełnym politowania uśmiechem. Kiedy nie kręcił się w tłumie, zwykle opierał się o filar, obserwując, jak Ewelina wymykała się ze swoimi koleżankami na „szybkiego macha”, chichocząc przy tym jak szalona nastolatka. 
      Okej, to było przesądzone. Jego narzeczona właśnie teraz, w wieku dwudziestu czterech lat wchodziła w okres buntu. To wcale nie było takie dziwne, zawsze była grzeczną, przykładną dziewczynką, więc kiedyś to musiało się wydarzyć. Tylko dlaczego właśnie teraz, kiedy zgodziła się również poślubić Maksa? Przecież mogła powiedzieć „nie”, to nie tak, że by się obraził albo ją rzucił, gdyby odpowiednio to uargumentowała. Zwłaszcza, że on sam oświadczył się trochę za namową matki. To znaczy powiedział swojej mamie, że o tym myślał, a ona zwariowała ze szczęścia i natychmiast przemieniła luźny pomysł w dokładny plan. No i jak Maks miał jej niby powiedzieć, że w zasadzie to nie był pewny? Chociaż to też nie była do końca prawda. Był pewny, że trzeba było to zrobić prędzej czy później, bo taka była kolej rzeczy, więc czemu nie teraz? 
        Wyciągnął ze znudzeniem komórkę i uśmiechnął się, widząc sms-a. 

        Od: Aleks. Wróżę ci świetlaną przyszłość. 

       A, no tak, Maks napisał mu, że kompletnie zapomniał o rozmowie kwalifikacyjnej, po czym zmarszczył brwi, kiedy przypomniał sobie, co sam Aleks sądził na temat mówienia o sobie zbyt wiele. A potem przyszło mu do głowy, że to był ten sam Aleks, który jeszcze tego ranka na dobrą sprawę mu groził i pomyślał sobie, że naprawdę igrał z ogniem. Chyba kompletnie brakowało mu wyczucia w takich sprawach i rodzice rzeczywiście tak bardzo trzymali go zawsze z daleka od wszystkiego, co niebezpieczne, że teraz Maks żył w przekonaniu, że niebezpieczeństwo tak naprawdę nie istniało, a wszyscy ludzie byli dobrzy i mili tak jak on. No cóż, każdą winę dało się zrzucić na rodziców. 
        Uniósł na chwilę głowę, żeby zerknąć na Ewelinę, która właśnie śmiała się głośno, czego w tym zgiełku i tak nikt nie usłyszał, krzycząc coś do Anety. Wzruszył ramionami, postanawiając, że on też mógł raz na jakiś czas zrobić coś ekscytującego. I niebezpiecznego. Maks jeszcze nigdy nie zrobił niczego niebezpiecznego. 

        Do: Aleks. Patrząc na miejsce, w którym właśnie jestem to ja nie wróżę sobie świetlanej przyszłości. 

        Czekał na odpowiedź zaledwie przez kilka sekund.

        Od: Aleks. A gdzie jesteś? 

        Maks nawet się nie zawahał. 

        Do: Aleks. W jakimś debilnym klubie. 

        Od: Aleks: Ale gdzie? 

        Tym razem Maks zmarszczył lekko brwi. Po co chciał to wiedzieć? Zamierzał przyłożyć mu nóż do gardła w jakiejś ciemnej uliczce?
        Szybko odrzucił ten pomysł jako absurdalny, bo gdyby Aleks chciał się go pozbyć to z pewnością znalazłby wystarczająco subtelny sposób i nie musiałby go wypytywać o to, gdzie konkretnie się znajdował. Maksa trochę przerażało to, z jakim spokojem o tym myślał. Odpisał bez zastanowienia.

        Do: Aleks. Na Mazowieckiej. Nie pamiętam, jak się nazywa.

        Odpowiedź przyszła tak szybko, że nawet nie zdążył wyjść z konwersacji.

        Od: Aleks. Tygmont? 

        Maks zmarszczył brwi. Kurczę, chyba tak. 

      Do: Aleks. Chyba tak – odpisał natychmiast, po czym jeszcze przez moment wpatrywał się w ekran, ale żadna odpowiedź nie nadeszła. Przewrócił oczami, odbijając się od filara i kierując się w stronę baru, żeby uzupełnić swoje braki w Jacku Danielsie. Miał wrażenie, że stojąc w kolejce postarzał się o jakiś rok, a kiedy się z niej wydostawał czuł się niemal, jakby wychodził zwycięsko z walki na ringu. Oczywiście tylko po to, żeby jakiś debil wpadł prosto na niego, kiedy się odwracał. Jack Daniels zachwiał się niebezpiecznie na dnie szklanki, rozbryzgując się na dłoni Maksa i przodzie jego koszuli. Był niemal przekonany, że delikwent też oberwał, ale najwyraźniej nie był z tego powodu wkurzony, czego można by się spodziewać po większości karków przychodzących do tego dobytku, tylko zaczął się głośno śmiać.
     – Pilnuj swojej whisky! – krzyknął, pochylając się do Maksa, który uniósł wzrok, słysząc podejrzanie znajomy głos. Oczywiście, że tak. 
        – Co ty tutaj robisz? – odkrzyknął, bo co prawda miał wrażenie, że spędził w kolejce rok, ale tak naprawdę minęło nie więcej niż siedem, osiem minut.
       – Byłem naprzeciwko – odparł beztrosko Aleks, wzruszając ramionami i łapiąc go za łokieć, żeby pociągnąć w nieco mniej zatłoczoną część klubu. – Najlepszy shot-bar na świecie, polecam – dodał z szerokim uśmiechem, unosząc zachęcająco brwi, a Maksowi coś w tym uśmiechu nie pasowało. Ktoś, kto prawdopodobnie miał na karku policję nie powinien być taki radosny. 
       – Nie to miałem na myśli – sprostował, tak naprawdę kłamiąc, bo jego pierwsza myśl była taka, jak Aleks zdążył się tu tak szybko dostać. – Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu czy po prostu się za mną stęskniłeś? – zapytał drwiąco.
        – Pomyślałem, że mógłbym postawić ci drinka. Wiesz, w ramach podziękowania – odparł Aleks zuchwale, a z jego ust przez cały czas nie znikał ten zadowolony z siebie, impertynencki uśmieszek. Maks zmrużył oczy i przeszło mu przez myśl, że to chyba była klubowa wersja Aleksa, trochę inna niż ta, którą poznał poprzedniej nocy. Zupełnie jakby był trochę bardziej arogancki i cwaniacki, a trochę mniej nostalgiczny i rozbrajająco bezpośredni. Wyglądał też inaczej, bluzę zamienił na długi do kolan, czarny płaszcz i jakiś taki był bardziej elegancki z tym swoim artystycznym nieładem na głowie i pewnym siebie uśmieszkiem. Maks miał wrażenie, że kącik jego ust tym bardziej się unosił, im dłużej Maks mierzył go wzrokiem od stóp do głów.
       – Hej – rzuciła zdyszanym głosem Ewelina, która nie wiadomo skąd znalazła się koło nich, mierząc Aleksa zaciekawionym spojrzeniem. Za jej plecami stały trzy koleżanki, z których jedna była Anetą, a reszty imion Maks nie kojarzył i ich spojrzenia wyrażały znacznie więcej niż jedynie zaciekawienie. – Przedstawisz mnie swojemu koledze? 
       – Tak, jasne, to jest właśnie Ewelina – oznajmił Maks, natychmiast wchodząc w tryb, który sugerował, że od początku zamierzał zapoznać Aleksa ze swoją narzeczoną, mimo że tak naprawdę wcześniej nawet nie przeszło mu to przez myśl. W zasadzie teraz, kiedy był do tego zmuszony zdał sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie nie był najlepszy pomysł.
       – Ależ oczywiście, poznałem po zdjęciu. Aleks – przedstawił się natychmiast z szarmanckim uśmiechem. Ewelina zerknęła na Maksa pytająco, ale na szczęście Aleks wybawił go z opresji. – Czego się napijecie, dziewczyny? – zapytał z olśniewającym uśmiechem, wywołując tu i ówdzie zalotne spojrzenia, delikatne rumieńce i nieśmiałe chichoty. Jezu, one naprawdę nawet nie grały trudnych do zdobycia, skoro taki jeden uśmiech wystarczył. Chwilę później Aleks poszedł do baru, a Ewelina pochyliła się do Maksa.
        – Skąd go znasz? – zapytała, brzmiąc na zaintrygowaną. 
     – Poznaliśmy się… już parę tygodni temu – ściemnił natychmiast Maks. – Zaraz po tym, jak wróciłem. Wiesz, tak tylko przelotnie… 
        – Przelotnie? – upewniła się. – Ale był u ciebie w domu, co? Bo widział moje zdjęcie… 
       – Nie no, co ty – skłamał gładko. Mógł co prawda przyznać, że był, ale Ewelina wiedziała, że Maks rzadko kogo do siebie zapraszał i mógłby nie znaleźć odpowiedniej wymówki, dlaczego to zrobił. Postanowił postawić na komplement, bo to zawsze wydawało się stosunkowo bezpieczne wyjście. – Tak mu tylko mówiłem o tobie, no to musiałem się pochwalić, jaką mam piękną narzeczoną, nie? – mruknął, przysuwając twarz do jej twarzy, na co dziewczyna uśmiechnęła się słodko i pochyliła się, żeby cmoknąć go krótko w usta. 
       – A właśnie… myślicie już coś o terminie? – zagadnęła krótkowłosa brunetka, opierając się łokciami o stolik obok nich. Ewelina natychmiast się ożywiła. 
      – Właśnie wstępnie wszystko posprawdzałam i raczej nie uda nam się zarezerwować terminu ani znaleźć niczego fajnego wcześniej niż na przyszły sierpień, ale… półtora roku narzeczeństwa jest chyba okej, nie? – zapytała Maksa, który natychmiast pokiwał głową, zupełnie jakby od samego początku uważał, że półtora roku będzie perfekcyjne. 
        – Jasne, sierpień brzmi świetnie – zapewnił ją z przekonaniem. 
       – Co jest w sierpniu? – zapytał Aleks z umiarkowanym zainteresowaniem, stawiając przed nimi na stoliku tacę pełną różnokolorowych shotów. Było ich chyba z trzydzieści i Maksowi aż zaczęło się mienić przed oczami. Aleks uśmiechnął się do niego z wyższością. – Tak to się robi, słoneczko. Sączenie Jacka Danielsa jest dobre dla starych dziadków.
       – Ooo, lubimy Aleksa. Możemy go zatrzymać? – zapytała Ewelina, patrząc na Maksa w przesadnie błagalny sposób, jakby prosiła go o przygarnięcie szczeniaczka. Maks jedynie przewrócił oczami, bo na jego oko zatrzymywanie Aleksa brzmiało jak bardzo zły pomysł. – A w sierpniu się pobieramy – dodała z zadowolonym uśmiechem, odpowiadając na jego poprzednie pytanie. Maks miał wrażenie, że nie była w stanie powstrzymać się od ogłaszania tego każdemu, kto się nawinął, niezależnie czy chciał słuchać, czy nie. Brwi Aleksa wystrzeliły w górę.
        – O! Jesteście zaręczeni? – zapytał, a Ewelina pokiwała głową. 
      – No tak, Maks pewnie jeszcze nie zdążył ci powiedzieć… – rzuciła beztrosko, a Aleks zerknął na Maksa kątem oka.
        – Chyba coś wspominał, że planował się oświadczyć… – Aleks udał z namysłem, że coś sobie przypomina, a cała twarz Eweliny rozjaśniła się.
       – Tak? – upewniła się z szerokim uśmiechem. Maks z jakiegoś powodu miał wrażenie, że Aleks doskonale się bawił. Kiedy dziewczyny na chwilę zajęły się rozmawianiem o ślubie, pochylił się nad Maksem.
        – Jak długo się znamy? – zapytał ściszonym głosem prosto do jego ucha.
        – Jakieś trzy tygodnie – odpowiedział natychmiast Maks.
        – I gdzie się poznaliśmy? – dodał z niewinnym zaciekawieniem. Maks zastanowił się przez chwilę. 
     – W pawilonach – zdecydował w końcu. – Mamy wspólnych znajomych – wyjaśnił beztrosko. Aleks parsknął śmiechem i spojrzał na niego wymownie, jakby chciał powiedzieć, że nie było nawet takiej szansy, żeby oni dwaj mieli jakichkolwiek wspólnych znajomych, ale ostatecznie pokiwał posłusznie głową. 
     – Okej – zgodził się bez protestów. W końcu niewzbudzanie podejrzeń Eweliny było tak samo w jego interesie, jak i w interesie Maksa, choć z zupełnie różnych powodów.
      Impreza trwała w najlepsze. Dziewczyny wlały w siebie o wiele więcej alkoholu niż wydawało się to możliwe, patrząc na ich drobne ciałka i ani myślały o tym, żeby wrócić na parkiet. Maks był nieco rozczarowany, bo miał podświadomą nadzieję, że uda mu się tej nocy jeszcze przez chwilę pogadać sam na sam z tym dziwnym gościem, o którym Maks wiedział więcej niż obaj by chcieli i który zamiast się od niego odciąć pisał do niego sms-y i dołączał do jego imprezy. To było doprawdy niezrozumiałe i Maks chyba chciał po prostu dowiedzieć się, dlaczego. Zwłaszcza, że teraz na dodatek sami zaszufladkowali się jako najlepsi kumple tylko dlatego, że Maks był uzależniony od kłamania, a Aleks jedynie go w tym podkręcał, wymyślając coraz to nowe historyjki z ich krótkiej, acz najwyraźniej intensywnej, nieistniejącej znajomości. 
     Ewelina była nim zachwycona i to Maks widział wyraźnie. Wiedział też dlaczego; od kiedy sama zaczęła udzielać się towarzysko źle się czuła z tym, że Maks nie miał w zasadzie bliższych znajomych, co więcej nigdy o nich nie zabiegał ani ich nie szukał. Był raczej samotnikiem, lubił towarzystwo swojej dziewczyny i kilku pojedynczych osób, ale to wszystko. Nigdy wcześniej jej to nie przeszkadzało, ale teraz najwyraźniej zaczęła czuć się winna, że ona miała koleżanki, a Maks jak to Maks nadal nie miał za bardzo kumpli. Nic więc dziwnego, że miała ochotę skakać z radości pod sufit, kiedy w końcu poznała jednego z nich i to takiego fajnego i wygadanego, co to chodził po klubach i znał je praktycznie wszystkie, i już po kilkuminutowej rozmowie z nim człowiek wiedział, że to był gość, którego kalendarz imprez był tak przepełniony, że on sam już gubił się w tym, gdzie i kiedy iść. Według Eweliny taki kumpel dla Maksa był jak spełnienie marzeń i Maks naprawdę miał ochotę powiedzieć jej, że to wcale nie był żaden dobry kumpel, tylko przypadkowy gość, którego Maks przechował przez chwilę w swoim mieszkaniu po tym, jak był świadkiem morderstwa (co do czego Maks nadal nie miał pewności), tylko po to, żeby zobaczyć jej minę.
      Aleks z kolei po początkowym rozbawieniu tym, że mógł nakarmić ją wszystkimi możliwymi kłamstwami, jakie tylko był w stanie wymyślić, zaczął sprawiać wrażenie nieco znudzonego. Nie był niemiły dla Eweliny ani przez moment, ale Maks miał dziwne wrażenie, jakby żywił do niej jakiś uraz. Może nawet nie uraz, ale jakby był nią trochę zirytowany. Przez to Maks też zaczynał być zirytowany, bo chętnie pogadałby z samym Aleksem, ale już widział, że Aleks i Ewelina naraz i w jednym towarzystwie to było coś, co z jakiegoś powodu mu nie grało. Nie zastanawiał się, dlaczego tak było, po prostu niesamowicie się ucieszył, kiedy Ewelina oznajmiła mu, że ona chyba prześpi się u Patrycji (o, Maks w końcu po paru godzinach dowiedział się, jak laska z krótkimi włosami się nazywała), bo mieszka tu obok, na Szpitalnej, i że wszystkie będą się już powoli zbierać. Maks zapewnił ją, że nie ma problemu i oznajmił, że on w takim razie pogada jeszcze trochę z Aleksem i zamówi Ubera do domu, zanim jeszcze zdążył tak naprawdę zdecydować, że zamierzał pogadać jeszcze trochę z Aleksem, a potem zamówić Ubera. Ot tak, samo wyszło. 
      Maks nie przewidział jednej rzeczy: że jeśli będzie przez parę godzin non-stop siedział i pił, to prędzej czy później się upije. Niektóre sprawy były po prostu tak oczywiste, że zwyczajnie nie brało się ich pod uwagę. No i ostatecznie właśnie to się wydarzyło, a Maksowi rozplątał się język, co w obecnej sytuacji było bardzo, bardzo złym pomysłem. Aleks wyraźnie też tak sądził.
     – Słuchaj, to nie może być tak, że po prostu to zostawimy – wymamrotał Maks, opierając się ciężko na stoliku i świdrując Aleksa wzrokiem. – Musimy obmyślić jakiś plan, no bo… bo ty tam byłeś, a ja… 
        – Czy mógłbyś łaskawie przestać rozgłaszać to wszem i wobec? – wysyczał chłodno Aleks, przerywając mu i patrząc na niego z irytacją. 
       – Nie, bo po prostu… – Maks zawahał się, przełykając ciężko ślinę. – Bo ja… ja naprawdę nie mogę przestać o tym myśleć…
     – Nie możesz przestać o tym myśleć teraz, bo jesteś najebany – poinformował go Aleks, przewracając oczami i samemu nie brzmiąc na zbyt trzeźwego. – Tu naprawdę nie ma o czym myśleć, Maks – oznajmił najbardziej stanowczym tonem, na jaki było go stać. – Jakiekolwiek scenariusze chodzą ci teraz po głowie, nie mają nic wspólnego z prawdą. To nie jest twoja sprawa i to nie jest twój problem – dodał ściszonym tonem, bo klub był już nieco bardziej opustoszały i nie trzeba było krzyczeć. W tym wypadku byłoby to wręcz niewskazane.
      – Ale jest, bo… – zaprotestował Maks, zacinając się nieco. – Bo jednak siedzimy w tym razem i jestem w to… w jakiś sposób zamieszany, prawda? 
    – Jezu, przecież ty nawet nie wiesz, o czym mówisz – warknął Aleks, przecierając twarz dłonią ze zmęczeniem. – Nic nie wiesz, Maks, więc trzymaj się od tego, kurwa, z daleka i zostań przy wersji, że poznaliśmy się w pawilonach trzy tygodnie temu przez wspólnych znajomych. 
        Maks przez chwilę wpatrywał się w niego z pijackim namysłem. 
    – Ale nie poznaliśmy się trzy tygodnie temu – stwierdził takim tonem, jakby powiedział cokolwiek odkrywczego. – Poznaliśmy się wczoraj. To było, kurwa, wczoraj, Aleks, i nie wiem, jak możesz być taki spokojny, bo ja tu chyba niedługo zejdę z nerwów… – wymamrotał, wpatrując się w niego żałośnie rozbieganym wzrokiem.
     – Jezu Chryste – mruknął pod nosem Aleks, przymykając na chwilę oczy, po czym zerknął na niego z niepokojem. – Dobra, tobie już wystarczy… 
        – Czekaj, wezmę jeszcze drinka – zaprotestował Maks, próbując podnieść się na nogi.
     – Nie ma mowy – oznajmił Aleks tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Wstawaj i zamawiaj tego Ubera – polecił, brzmiąc przy tym tak stanowczo, że Maks aż odruchowo go posłuchał. 
        – Gdzie jesteśmy? – wymamrotał, marszcząc brwi. 
        – Mazowiecka sześć przez osiem – odparł natychmiast Aleks, podtrzymując go ramieniem. – Chodź. 
        – Ale jeszcze nie przyjedzie… – zaprotestował słabo Maks.
        – Nieważne. Przyda nam się trochę świeżego powietrza – zarządził Aleks, łapiąc swój płaszcz i ciągnąc go za ramię w stronę wyjścia. Maks rzeczywiście poczuł się lepiej i nawet trochę trzeźwiej, kiedy wyszedł z dusznego wnętrza, ale Aleks wcale go nie puścił, tylko pociągnął dalej i wepchnął w jedną z licznych bram. 
      – A teraz słuchaj – wysyczał groźnie, popychając go na zimny mur. – Nie wiem, co ci się roi w głowie po pijaku, ale w niczym nie siedzimy razem. Co ty myślisz, że będziemy teraz jak Bonnie i Clyde wspólnie uciekać przed prawem? Ekscytacji ci się, kurwa, w życiu zachciało? To poszukaj jej sobie gdzie indziej, bo nie jesteśmy przyjaciółmi, niezależnie od tego, co nawciskaliśmy twojej dziewczynie. Nawet się nie znamy, więc nie wiem skąd ci, kurwa, przyszło do głowy, że zamierzam obgadać z tobą, co teraz, kurwa, robimy. Ty myślisz, że kim ty jesteś? – warknął, przyciskając go do ściany. Maksa jego słowa chyba trochę ubodły, ale był zbyt pijany, żeby się nad tym zastanawiać. 
       – Kimś, kto mógłby pójść z tym wszystkim na policję i nie rozumie, dlaczego jeszcze tego nie zrobił – odparł o wiele spokojniej niż się czuł. Aleks zaśmiał się drwiąco. 
      – To by kurewsko udaremniło wszystkie moje wysiłki, żeby utrzymać cię przy życiu – prychnął. – Więc może uszanuj moją pracę, co? – Maksa na te słowa zmroziło tylko trochę. – Więc teraz ja ci powiem, co zrobimy. Ty zamkniesz mordę i przestaniesz kłapać dziobem, a to, co ja zrobię, to jest wyłącznie moja sprawa.
        – To po co do mnie napisałeś? – zapytał Maks wyzywającym tonem, nagle czując się znacznie trzeźwiejszy. – I czemu tu przyszedłeś? 
        Aleks przez chwilę wpatrywał się w niego trudnym do zinterpretowania wzrokiem. 
       – Taksówka podjechała – mruknął z końcu, odsuwając się. Maks ruszył w stronę samochodu z nadmierną pewnością siebie charakterystyczną jedynie dla osób kompletnie narąbanych i nie zdających sobie z tego sprawy, nie oglądając się za siebie. Dopiero, kiedy otworzył tylne drzwi, zerknął na Aleksa.
     – Jedziesz do mnie, nie? – upewnił się, choć tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego jego otumaniony umysł uznał to za tak oczywiste. Aleks przez moment wyglądał na zaskoczonego, ale ostatecznie wzruszył ramionami. 
        – Skoro zapraszasz – odparł zdawkowym tonem, kierując się do drugich drzwi. – Wiesz… wolę mieć cię na oku – wyjaśnił, na co Maks rzucił mu kpiący uśmiech. 
       – Jasne – zadrwił, z jakiegoś powodu przekonany, że Aleks tak naprawdę wcale nie chciał mieć go na oku, że to była jedynie wymówka. Nie uważał też znajomości z Maksem ani jechania do jego mieszkania za szczególnie rozsądne. Postanowił to zrobić tylko i wyłącznie dlatego, że po prostu go lubił. Maks nie był pewien, dlaczego ta myśl wprawiła go w aż tak euforyczny nastrój. To musiało być spowodowane alkoholem.

15 komentarzy:

  1. Ech, chcę jeszcze! Póki co, wychodzi to bardzo ciekawie, bardzo kryminalnie. Czekam nie tylko na to, aż wreszcie Maks i Aleks ten tego ten no, ale i wyjaśnienie - co tu się właściwie odwaliło. Chcę już całość, jak najwięcej, niech to się nie kończy, bo czytam po raz kolejny Kontrapunkt ;_______;

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest pierwsza osiem, oczy powoli mi wypływają i prawdopodobnie powinnam już iść spać, a przynajmniej spróbować (po spaniu przez pół dnia może być to trochę utrudnione), ale przypomniałam sobie o tym opowiadaniu i jak już zobaczyłam nową notkę, to nie mogłam tak po prostu stąd wyjść i zostawić tego na później.
    Klimat się utrzymuje, co mnie bardzo cieszy, bo wprost go tutaj uwielbiam. Z jednej strony frustruje mnie, jak mało wiem o tym wszystkim, a z drugiej to tylko podsyca moją ciekawość i nie wiem, jak wytrzymam do kolejnej aktualizacji. Chyba uschnę tutaj. :--(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze dobrze się historia nie zaczęła a ja już pokochałam jej bohaterów.
    Czytam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    nina

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu się zagapilam i zanim tu trafiłam opublikowałaś aż 3 rozdziały. Zapowiada się ciekawie ale chyba trochę niebezpiecznie.Czekam na więcej. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. To opowiadanie wyznacza mój rytm tygodnia. Jest czytanie, potem euforia po przeczytaniu, a potem czekanie na kolejny... A to dopiero drugi rozdział! Zatem uzależnienie...
    W każdym razie rozdział był genialny. Kocham fakt, że Maks jest taki... mało towarzyski i od dwóch tygodni nic nie robię, tylko chodzę i rozmyślam o tym, że Ewelina i malinowe pomidory i że Aleks i Air Maxy i że koty pod oknem i GHA. Może zapadnę w sen wiosenny i przeczekam, aż nagromadzi się więcej rozdziałów? Albo chociaż do weekendu prześpię?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapadaj w sen wiosenny, jesteś mi potrzebna do motywowania i kibicowania! Obiecuję, że nie będę się guzdrać ;)
      Dzięki, Kochani.

      Usuń
  6. Obiecałam sobie,że pod każdym rozdziałem nowego opowiadania będę zostawiać komentarze ,nie tylko za to co Mercury dla mnie zrobiła przy Zejdź na Ziemię,zresztą ona sama ośmieliła mnie do tego :))Przyznam,że koncepcja kryminalnej historii na początku do mnie nie dotarła,no ale pomyślałam,że to nie będzie taki stricte kryminał przecież prawda?,nie na tym blogu ,a poza tym no jak to ja mam nie czytać Mercury? Nigdy!Ever!Żame!Nikagda! :))No wiec czytam już trzeci rozdział(dla ścisłości drugi z prologiem)i co?Kurcze będzie się działo,oj będzie :))Młodego już lubię a do Maksa przekonam się później,chociaż zdaniem " – Jedziesz do mnie, nie?"kupił mnie (na maxa):))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również na początku byłam sceptycznie nastawiona co do tematyki kryminalnej, ale już po pierwszym rozdziale sie mega wkręciłam. Jak zwykle nie rozczarowywujesz i jesteś świetna w tym co robisz. Uwielbiam twoja twórczość. Zarówna postac Maksa jak i Aleksa mnie przekonuje i już ich uwielbiam. Tak bardzo chce wiedzieć co dalej!!! Dwa tak różne charaktery 😍😍 pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Już kocham to opowiadanie. Mam nadzieję, że Aleks wcześniej za bardzo nie nabroił ;)
    I ta, Aleks, rozumiem cię - Ewelina nie jest też moją ulubienicą (chociaż jako postać nie jest zła!). Maksa natomiast już bardzo lubię.
    Czekam na kolejną część - jak najwięcej czasu i weny!
    - A.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, kiedy następna część? :)
    PS. Czy da się coś zrobić z tym 'sprawdź, czy nie jesteś automatem?' Chyba jestem głupia, ale już trzeci raz pod rząd muszę klikać kolejne i kolejne obrazki...

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam to gdzieś między skanowaniem osnów i map a przepisywaniem pozwoleń na budowę, i myślę, że nie ma lepszej rzeczy, która mógłby urozmaicić mi te osiem godzin spędzonych na praktykach. Choć zdecydowanie lepszym miejscem byłaby zielona trawa za domem, gdzieś między mruczącym kotem a promieniami lipcowego słońca, nie tak ciepłego i uprzykrzającego godziny spędzone w krakowskich korkach ostatnich dwóch miesięcy, jednak dającego złudną nadzieję na wieczorny spacer - choć prognozy zapowiadają burzę po siedemnastej. Ach te powroty do domu i to prawie nadmorskie słońce.
    To już twoje drugie opowiadanie, którego prolog odstraszył mnie i nakazał odczekać kilka miesięcy, by dorosnąć psychicznie do tego, że coś się skończyło, a coś innego zaczyna. Lubię zmiany, naprawdę, ale… cholernie smuci mnie, kiedy nadchodzi czas rozłąki z bohaterami, równie żywymi, pełnymi życia, co ja czy ty. Jednak - wracając do sedna - znów tu jestem, już przygotowana na WSZYSTKO, co przelejesz na klawiaturę, tak jak to było w przypadku Kontrapunktu.
    W co chce się wpakować nieporanie wścibski Maks?! A raczej w co Aleks nie chce wciągnąć Maksa, choć małymi kroczkami, nieświadomie dąży do tego? Pewnie dowiem się tego z wydanych, albo tych jeszcze nienapisanych rozdziałów. Ale to dopiero jutro. Albo w przyszłości. Dzisiaj już kończę niewolniczą, żmudną i niedającą ani grama satysfakcji pracę. Jutro kolejny dzień. I kolejny niekończący się kilometr map. A w tym wszystkim odrobina przyjemności twojego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale piękny i poetycki komentarz, aż żal nie odpowiedzieć. Cieszę się, że lektura choć trochę umiliła Ci pracę, choć przykro mi, że nie sprawia Ci ona satysfakcji, jaką praca powinna sprawiać. Wiem coś o tym, sama dopiero wyrwałam się z biurowego piekiełka, padnięta, ale przynajmniej usatysfakcjonowana. Życzę zatem miłego czytania ciągu dalszego, jak najwięcej tej zielonej trawy i lipcowego słońca i niech Ci mapy lekkimi będą. Warszawskie korki pozdrawiają krakowskie korki.

      Usuń
    2. Nigdy nie posądzałam się o poetyzm, bo ze mnie 100% umysł ścisły, ale dziękuję. Może to jakieś niezbadane, nieodkryte jeszcze pokłady zajebistości pisarskiej (której zresztą ty masz kilka ton, nie za ciężko ci z nimi? ; p ), która nigdy jeszcze nie ujrzała światła dziennego albo to przez ten wszechobecny zapach starego papieru, kilka kilogramów kurzu zalegającego na pułkach i jeszcze pełna garść różnorakich żyjątek, o których obecności staram się nie myśleć (bo jak są tu pająki, to ja wychodzę. I nie wracam). Tak, stawiam na to.
      Umila i jest mi towarzyszem każdej przerwy. A więc zazdroszczę możliwości robienia czegoś, co sprawia ci radość pomimo ogromu pracy, jaką musisz włożyć każdego dnia. Kurcze, powinnaś być pokazywana każdemu absolwentowi jako wzór, ucieleśnienia tego mitycznego, może trochę przerażającego (kto to widział szczęśliwego człowieka pracującego! Toż to herezja!) ideału. Tylko pogratulować : ) Ja sama jedynie pod wpływem powszechnej głupoty, lenistwa i pójścia na łatwiznę trafiłam do starostwa, i robię to, co robię. Na inżynierze wystarczająco nasiedziałam się na budowach, więc sądziłam, że na magistrze odpocznę. I odpoczywam, skanując mapy z sprzed wieku. Niemieckie mapy.
      Dziękuję i również życzę złapania choć trochę promieni słonecznych, bo pogoda w tym roku nie rozpieszcza. I omijania korków, nieważne jakich. One potrafią wykończyć.

      Usuń
    3. Odpowiem jeszcze tutaj. Powiem Ci, że o dziwo da się być szczęśliwym człowiekiem pracującym, jestem żywym przykładem, choć oczywiście marudzę na pracę bez przerwy, bo kto tego nie robi. Myślę, że wzór to za duże słowo, ale uważam się za przykład dla wszystkich głoszących, że po studiach humanistycznych nie da się znaleźć pracy, a już na pewno zrobić żadnej spektakularnej kariery. Ha, kulturoznawstwo pozdrawia ;) Wszystko się da, tylko trzeba znaleźć coś, co będzie Cię jarać, wtedy nawet, jak czasem jest ciężko to chce się przeć do przodu ;)
      Zatem póki co życzę, żeby mapy nie były zbyt upierdliwe, a potem miłego dalszego poszukiwania ścieżki życiowej ;)

      Usuń
  11. Witam,
    coraz bardziej mi się to opowiadanie podoba, ciekawi mnie bardzo o co chodzi, co się tam właściwie wydarzyło, no właśnie Aleks po co napisał, a potem zjawił się w tym klubie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń