poniedziałek, 27 marca 2017

Rozdział I: Chłopiec z zapałkami

        Dzięki za wszystkie komentarze. Padam już dzisiaj na twarz, a przede mną jeszcze mnóstwo roboty, więc nie będę się nadmiernie uzewnętrzniać, tylko rzucę Wam pierwszy rozdział. Łapcie i bawcie się dobrze!






Rozdział I


Chłopiec z zapałkami





      – Zamierzasz podzielić się ze mną swoim imieniem? – zapytał Maks pozornie beznamiętnym tonem. Chłopak przez chwilę nie odpowiadał.
          – Aleks – mruknął w końcu niechętnie, a Maks spojrzał na niego ukradkiem, unosząc kpiąco brwi. 
        – Zatem… uraz do długich imion, Aleksandrze? – podpuścił go z szerokim uśmiechem. Kiedy Aleks jedynie skrzywił się w odpowiedzi, dodał beztrosko: – Olek jest zbyt banalne? Nie to, żeby Aleks było nadmiernie wymyślne… – dodał droczącym tonem. 
      – Czy ktoś cię prosił o komentarz? – zapytał Aleks z chłodnym zaciekawieniem, a Maks wzruszył ramionami.
      – Tak tylko pomyślałem, że głupio jechać w ciszy… – odparł spokojnie, czując się o wiele pewniej w jego towarzystwie, kiedy zachowywał się jak mały, obrażony chłopiec. Ulżyło mu, kiedy wjechali na Most Poniatowskiego. Z jakiegoś powodu zawsze czuł się bezpieczniej po tej stronie Wisły. 
       – To gdzie cię zawieźć? – zapytał, a Aleks wzruszył ramionami. Maks zmarszczył brwi. – Nie mieszkasz w Warszawie? – upewnił się zaniepokojonym tonem. – Masz kogoś, kto mieszka w Warszawie…? 
        – Mieszkam na Pradze – wszedł mu w słowo Aleks. 
       – Minęliśmy już Pragę – zauważył Maks, otrzymując w odpowiedzi kpiące spojrzenie w stylu „no nie mów”. Aleks otworzył usta, prawdopodobnie żeby powiedzieć coś równie złośliwego, ale w tym samym momencie rozdzwonił się telefon, którego wcześniej tak rozpaczliwie szukał w zaroślach. Aleks zamarł, nie odrywając wzroku od migającego ekranu, zupełnie jakby osoba, która dzwoniła mogła go zobaczyć, jeśli się poruszy. Dzwonek zamilkł, a Aleks wypuścił powoli wstrzymywane powietrze. 
    – Wiesz co, im dalej, tym lepiej – rzucił nagle, starając się brzmieć beztrosko i rozglądając się po oświetlonym Śródmieściu. Maks nie był pewien, kiedy dokładnie dotrze do niego, jak bardzo to wszystko było podejrzane i w co on się, do cholery, wpakował. 
        – Jadę na Ochotę – mruknął jedynie, najwyraźniej nie mając w sobie za grosz instynktu przetrwania. Aleks pokiwał głową z determinacją. 
        – Ochota brzmi świetnie – zgodził się. 
        – Masz gdzie spać? – zapytał prosto z mostu Maks. – Masz tam kogoś znajomego…? 
     – Wszędzie mam kogoś znajomego – odparł Aleks wyniosłym tonem, który kompletnie nie pasował do kogoś takiego jak on. – Coś wymyślę – dodał zdawkowym tonem. Maks zacisnął wargi, podejmując wewnętrzną decyzję i zjeżdżając w Dickensa. Przystanął przed bramą swojego osiedla i nacisnął guzik na pilocie. Aleks sprawiał wrażenie, jakby nagle się ocknął.
      – Dobra, to ja lecę. Dzięki za podwózkę – rzucił szybko, otwierając drzwi, a Maks dopiero wtedy zorientował się, że idiota nawet nie zapiął pasów.
      – Powiedz mi, dokąd zamierzasz pójść – zażądał nieco oschłym tonem. Aleks zawahał się z dłonią zaciśniętą na klamce i nie odpowiadał o sekundę zbyt długo. – Wracaj tu – mruknął, sięgając do skrzyni biegów, kiedy barierka wjazdowa się otworzyła. Aleks z powrotem zatrzasnął drzwi, wyraźnie starając się wyglądać na niechętnego, choć niezbyt mu to wychodziło. Kiepsko ukrywał to, że najwyraźniej mu ulżyło. 
       – Nie jesteś żadnym psycholem, co? – zapytał cicho, kiedy samochód toczył się przez osiedle. Maks spojrzał na niego ze zdumieniem. 
      – Ty pytasz mnie, czy nie jestem psycholem? – powtórzył, ledwo wierząc w to, co słyszał. – To chyba ja powinienem się martwić… 
     – Czemu? – zdziwił się Aleks. – Z nas dwóch to ty  zapraszasz całkowicie obcą osobę do swojego mieszkania. Z jakiego innego powodu miałbyś to robić, jak nie po to, żeby obciąć mi palce u stóp i trzymać je w zamrażarce? – zapytał całkowicie poważnym, rozsądnym tonem. – Musisz być albo psycholem, albo tragicznie naiwny – zdecydował bez cienia wahania, a Maks parsknął śmiechem i pokręcił głową, wjeżdżając na swoje miejsce parkingowe i wyłączając silnik.
       – Nie jestem psycholem – zapewnił go cicho, a Aleks uniósł kącik ust, bo to było zupełnie tak, jakby Maks otwarcie przyznał się do tego, że był naiwniakiem.
      Weszli na górę i Maks otworzył drzwi, wyciągając zapraszająco dłoń i z jakiegoś powodu nagle czując się niezręcznie, choć przecież był u siebie. Aleks wszedł powoli do korytarza, rozglądając się nienachalnie. 
      – Ładne mieszkanie – skomentował beztrosko. – Twoje? – dodał z zaciekawieniem, a Maks jedynie pokiwał głową bez słowa. – Zazdroszczę – skwitował, choć w jego głosie nie czuć było ani grama zazdrości, to było bardziej jak… powiedzenie tego z grzeczności albo z przyzwyczajenia. Ściągnął buty, jakby nagle postanowił być dobrze wychowany. Maks westchnął. 
        – Okej, to… ee… rozgość się i… niestety mam do zaoferowania tylko kanapę – powiedział z zażenowaniem, choć wcale nie powinien być zażenowany, bo to przecież nie było tak, że był cokolwiek winny temu facetowi. W końcu wcale nie musiał zgadzać się, żeby go przenocować. Szlag by to, sam to zaoferował. Po prostu… nie był przyzwyczajony do goszczenia w tym mieszkaniu kogokolwiek poza Eweliną.
        – Nie ma problemu – odparł natychmiast Aleks ugodowym tonem, bo dla niego kanapa brzmiała całkiem nieźle i na dodatek wyglądała wygodnie.
       – Chcesz… piwa czy coś? – zaproponował Maks, nie wiedząc za bardzo, jak się zachować. – Sorry, mam tylko Kasztelana… 
     – Przestań przepraszać – przerwał mu Aleks, unosząc kącik ust, a Maks natychmiast się zamknął, zawstydzony, po czym ruszył do lodówki, odprowadzony rozbawionym spojrzeniem Aleksa. – Dzięki – rzucił, kiedy Maks podał mu jedną puszkę, samemu otwierając drugą. Przez chwilę wpatrywał się w nią z namysłem, po czym westchnął. – W sumie nie zaszkodzi – zdecydował wesoło, biorąc spory łyk. – Mogę… – zaczął niepewnie, wskazując kciukiem w stronę drzwi balkonowych. – …wyjść zapalić?
       Maks zawiesił się przez sekundę, po czym nagle się otrząsnął. Rany, to chyba wszystkie zaskoczenia tej nocy zaczynały do niego docierać i dawać o sobie znać. 
      – Jasne – oparł natychmiast, po czym znowu się zawahał. – Nie mam żadnej popielniczki, ale zaraz coś zorganizuję… – dodał, obracając się wokół własnej osi nieco niezręcznie, nie wiedząc w zasadzie, czego szukał. Cholera, przecież to jasno pokazywało, że Maks nie miał żadnych znajomych, którzy by do niego przychodzili, bo w każdej grupie znajomych znajdował się co najmniej jeden palacz. Jezu, miał wrażenie, że wychodził na kompletnego idiotę.
        Aleks najwyraźniej jednak tak nie uważał, bo jedynie uśmiechnął się z wdzięcznością, biorąc od niego słoik i bez słowa wychodząc na zewnątrz. Maks przysiadł na skraju fotela i obserwował, jak wyciąga paczkę zapałek i odpala jedną ostrożnie, a jej blask oświetla jego lewy profil. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Aleks chyba do kogoś dzwonił, przybliżył się, żeby lepiej słyszeć. To nie tak, że chciał podsłuchiwać cudzą rozmowę, raczej nie bawił się w takie rzeczy, ale tym razem musiał przyznać, że był zaciekawiony. Próbował sobie wmówić, że każdy by był, będąc na jego miejscu.
       – I co, pojawili się w końcu? – zapytał półgłosem Aleks, po czym zamilkł na chwilę, jedynie słuchając. – Tak, mam go… Przejrzę go i podrzucę jutro rano. Jasne, może być o świcie, jak trzeba. – Przez dłuższą chwilę się nie odzywał. – Tutaj, gdzie jestem raczej powinno być okej… Nie będę się na razie… W porządku. – Znowu przedłużająca się cisza. – Jak to, kurwa, nie posprzątałeś? Przyszli tak od razu? … Ale… Jesteś pewien, że to bezpieczne? … Nie możesz wiedzieć tego na sto procent – powiedział spokojnie, ale Maks miał wrażenie, że usłyszał w jego głosie cień irytacji. – Wiesz, że gdyby była potrzeba to zawsze mogę podpytać… okej, w takim razie się nie wcinam. Dobra, nie przeciągajmy teraz – wyszeptał po chwili. – Zdzwonimy się. 
       Maks skupił się na udawaniu nieświadomego, kiedy Aleks wziął kilka ostatnich buchów, wrzucił peta do słoika i z powrotem uchylił drzwi balkonowe. Z jakiegoś powodu był przekonany, że Aleks wiedział, że Maks słyszał jego rozmowę, i wiedział, że Aleks wiedział, że on wiedział, a jednak żaden z nich nie powiedział na ten temat ani słowa. W zamian Aleks po raz pierwszy tak naprawdę rozejrzał się po mieszkaniu, z większym zainteresowaniem teraz, kiedy już wypalił upragnionego papierosa. Jego wzrok padł na leżącą na stoliku do kawy korespondencję.
       – Maksymilian Kołodziejczyk, serio? – przeczytał na odwrocie leżącego na wierzchu listu, po czym parsknął śmiechem. – Czy podpisanie się zajmuje ci godzinę? – zapytał z zaciekawieniem. 
       – Pewnie zajmowałoby – odparł bez zastanowienia Maks. – Gdyby nie to, że nie jestem analfabetą – dodał złośliwie, na co Aleks zmrużył oczy z irytacją, ale nie skomentował. W zamian przeniósł wzrok na stojące na komodzie ramki. 
   – Ładna – skomentował beznamiętnym tonem, trochę jakby stwierdzał fakt, a nie rzeczywiście komplementował laskę, wskazując na zdjęcie Eweliny. – Dziewczyna? 
        Słowa „narzeczona” pojawiło się w umyśle Maksa, ale zgubiło się gdzieś po drodze do jego ust.
        – Tak – odparł krótko, samemu zerkając na fotografię. Ewelina miała wtedy jakieś osiemnaście lat, zdjęcie zrobił jej Maks, kiedy byli nad morzem. Spięła włosy byle jak na czubku głowy i uśmiechała się szeroko pod ogromnymi okularami przeciwsłonecznymi. Dawno nie widział jej takiej… beztroskiej.
        – Ta ładniejsza – stwierdził, patrząc na ramkę stojącą obok. – Dziewczyna numer dwa? – zapytał złośliwie. Maks zmierzył go krzywym spojrzeniem.
        – Siostra – poprawił go. Aleks przyjrzał się fotografii nieco uważniej. 
       – Nie jesteście podobni – orzekł. Rzeczywiście nie byli, włosy Wiki były zdecydowanie bardziej miodowe niż blond, a i w ich rysach twarzy nie dało się dostrzec zbytniego podobieństwa. – Rzeczywiście trochę za młoda dla ciebie – dodał z zastanowieniem. 
      – Dla ciebie też – oznajmił Maks znaczącym tonem, spoglądając na niego ostrzegawczo, jednak Aleks jedynie obrócił się przez ramię, spojrzał na niego z uniesioną brwią i parsknął śmiechem. 
      – Więc jak to jest… Nie poświęcasz im zbyt wiele uwagi w życiu codziennym, przynajmniej takiej prawdziwej uwagi, więc trzymasz tutaj te ramki, bo… czujesz się winny? – zasugerował domyślnie. – Czy żeby pokazać im w ten sposób, że jednak są ważne, jako że za bardzo tego nie okazujesz? – dodał z umiarkowanym zainteresowaniem, a Maks uniósł brew, nie do końca wiedząc, jak zareagować. Ten cały Aleks miał cholerny tupet i nawet więcej niż odrobinę racji, ale Maks z całą pewnością nie zamierzał tego przyznawać na głos. Otworzył usta, zastanawiając się, co na to odpowiedzieć, po czym zamknął je, niezdecydowany. – Wybacz – rzucił Aleks, kiedy dostrzegł wyraz jego twarzy, choć brzmiał na kompletnie nieskruszonego. – Po prostu czuć, że nie miewasz tu często gości. Nie to, żeby to było coś złego – zaznaczył natychmiast. – Pragnienie świętego spokoju i zamknięcia się na cztery spusty to całkowicie zdrowy i zrozumiały odruch.
       – Bawisz się w psychologa? – zapytał Maks sceptycznym tonem, unosząc brwi i w końcu odzyskując rezon. Aleks wzruszył ramionami, szczerząc zęby. 
        – Skąd wiesz, że nim nie jestem? – zapytał podstępnie, a Maks parsknął śmiechem. 
     – Nie sądzę, żeby rozdawali dyplomy dzieciakom – odparł drwiąco, bo Aleks na pewno był młodszy od niego. Maks nie był pewien, ile młodszy, może miał dwadzieścia lat, może dwadzieścia jeden, ale raczej nie więcej. Aleks zmierzył go gniewnym spojrzeniem, choć nie włożył w to wiele serca. 
        – Okej, więc nie jestem psychologiem – przyznał swobodnie.
       – A ja nie ukrywam się przed światem w tych czterech ścianach – podkreślił Maks, bo miał wrażenie, że w głowie Aleksa został już zaszufladkowany jako wyalienowany introwertyk bez znajomych. Miał znajomych, po prostu… od kiedy wrócił nie miał jeszcze odpowiedniego nastroju, żeby z powrotem się z nimi zaznajomić
      – Nie? – zapytał Aleks, brzmiąc na nieco rozczarowanego. – Szkoda. Ja tak robię, ale ja jestem paranoikiem, więc… – zawiesił sugestywnie głos, biorąc kolejny łyk piwa i nie kontynuując myśli. 
      – Jesteś paranoikiem? – powtórzył Maks, bo miał wrażenie, że tamten tego właśnie oczekiwał. Wbrew samemu sobie zaczynał być rozbawiony, choć Aleks miał irytującą tendencję do skupiania na sobie uwagi. Usiadł na kanapie naprzeciwko niego, samemu przypominając sobie o piwie. 
       – Trochę. Czasami jak jestem sam w domu i gadam do siebie to mam taki moment strachu i przez tę chwilę jestem autentycznie przekonany, że dzikie koty pod oknem mnie podsłuchują. A potem przypominam sobie, że raczej nikt nie chciałby słuchać mojego gadania do siebie, a już zwłaszcza koty, bo je w ogóle niewiele interesuje i są zbyt leniwe, żeby zbierać informacje, pożyteczne czy nie… 
      Brwi Maksa uniosły się do połowy czoła, kiedy tak słuchał i wpatrywał się w niego z lekko przekrzywioną głową. 
    – Dzikie koty, hm? – powtórzył, unosząc kącik ust. – Nie jesteś zupełnie normalny, co? – dodał konwersacyjnym tonem. 
        – Nie – odparł przepraszająco Aleks, spuszczając głowę i przez moment wyglądając prawie na nieśmiałego. To jeszcze bardziej do niego nie pasowało. – Ale mogę spróbować, jak chcesz – zaoferował, unosząc kusząco brwi. Maks odwrócił głowę, żeby ukryć śmiech. 
        – Jesteś w ogóle w stanie? – zapytał tonem pełnym wątpliwości. Aleks wzruszył ramionami.
        – Nie mam pojęcia, nigdy nie próbowałem – odparł prosto.
      – To może nie ryzykujmy – zdecydował Maks. – Wiesz co, mogłeś spokojnie ciągnąć tą ściemę – dodał nagle. – Po tych kotach to bym ci nawet uwierzył, że jesteś psychologiem, który zatrzymał się na wczesnym etapie dorastania. – Nie mógł sobie odpuścić złośliwego komentarza. – Tylko oni bywają tak poryci. 
        – Och, nie, jeszcze poeci – zauważył Aleks, a Maks uniósł sceptycznie brwi. 
        – Jesteś poetą? – zapytał, jedynie w połowie żartując. 
        – Oczywiście, że tak – obruszył się Aleks. – A nie widać? 
      Maks po raz kolejny zmierzył go długim spojrzeniem. Sportowe buty – jak one się nazywały? Air Max? Dzieciaki je nosiły namiętnie – modne, obcisłe, beżowe rurki, zdecydowanie niemodna bluza, najzwyklejsza w świecie, szara i powyciągana. Coś dziwnego wytatuowane na nadgarstku, co to było? Och, takie kreseczki i maleńkie nożyczki, najwyraźniej służące podpowiedzeniu osobie, która będzie chciała uciąć mu rękę, jak ma ciąć, żeby było jak najbardziej elegancko. Zabawne. Był średniego wzrostu, niższy od Maksa, ale tylko odrobinę. Włosy na czubku jego głowy układały się w nieco zbyt perfekcyjny nieład, żeby Maks miał uwierzyć, że jego właściciel nie spędzał nad nim sporo czasu przed lustrem. W zasadzie patrząc całościowo nie było w nim niczego wyjątkowego. 
        – Nie – odparł w końcu bez cienia wątpliwości, kiedy już zbadał wzrokiem całą jego niepozorną sylwetkę. – Nikt ci nie powiedział, że poeci już wymarli? – dodał zaczepnie, a Aleks jedynie uśmiechnął się enigmatycznie. 
       – Skoro tak uważasz to najwyraźniej nie wiesz, gdzie ich szukać – rzucił, sprawiając wrażenie nadmiernie zadowolonego z siebie. Maks spojrzał na niego sceptycznie. 
       – Więc… gdzie znaleźć więcej takich, jak ty? – zapytał, ciągnąc rozmowę z ciekawości. Aleks tym razem się zawahał i jak wcześniej nie dało się go zamknąć, tak teraz nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.
     – Ktoś mi powiedział, że mówię o sobie zbyt dużo obcym ludziom – odparł spokojnie, zupełnie jakby przyznanie tego nie było częścią „mówienia zbyt dużo”. – I że mam za długi język. 
        Maks zastanawiał się jedynie przez sekundę. 
       – To jak, zamierzasz powiedzieć mi, co robiłeś w lesie i czemu szukałeś w nim nieswojej komórki? – zapytał podstępnie. Aleks w odpowiedzi jedynie uniósł brwi.
       – Sprytnie – skwitował, kiwając głową z aprobatą. – Ale nie. Będziesz zdecydowanie szczęśliwszy bez tej wiedzy. 
        Po tych słowach do Maksa powrócił zapomniany już niepokój. Pochylił się, patrząc na niego uważnie. 
    – Czy nie uratowałem ci przypadkiem tyłka? – zapytał cicho. – Chyba zasługuję na jakieś słowo wyjaśnienia? 
        Aleks uniósł sceptycznie brwi. 
       – Podrzuciłeś mnie do Warszawy – podkreślił, zupełnie jakby chciał sprawić, żeby Maks poczuł się głupio, że tak przeceniał swoją rolę, Maks jednak za bardzo chciał się dowiedzieć, żeby martwić się takimi bzdurami jak zażenowanie. – Poza tym takim jak ty zawsze wydaje się, że na coś zasługują… 
        – Takim jak ja? – powtórzył Maks, mimowolnie urażony.
        – …to taki argument od czapy, bo zakłada, że żyjemy w świecie, w którym ludzie rzeczywiście dostają to, na co zasługują – dokończył, kompletnie ignorując słowa Maksa. – Ale nie żyjemy w takim świecie, więc… – urwał sugestywnie. Maks uniósł sceptycznie brwi. 
        – Wystarczyło powiedzieć „nie” – skwitował z urazą.
       – Serio? – zapytał Aleks, pochylając się i unosząc kącik ust. – Przestałbyś wypytywać, gdybym zwyczajnie powiedział „nie”? 
       – Skąd przyszło ci do głowy, że teraz przestanę wypytywać? – odbił piłeczkę Maks wyzywającym tonem, a Aleks pokręcił głową ze śmiechem. 
      – Naprawdę nie wiesz, kiedy przestać drążyć, co? – bardziej stwierdził niż zapytał. Przez sekundę Maks zastanawiał się, czy rzeczywiście powinien przestać drążyć i znowu poczuł to przejmujące uczucie niepokoju.
      Dopiero, kiedy rozłożył koc na kanapie całkowicie obcemu facetowi, zgasił światło, wszedł do swojej sypialni i usiadł na łóżku, przecierając twarz dłońmi i starając się poukładać myśli, w głowie powoli zaczęło mu się rozjaśniać. 
      Nie miał zielonego pojęcia, co strzeliło mu do głowy. Jeszcze nigdy nie zrobił niczego tak głupiego i nagle pożałował, że Aleks spał w salonie i nawet nie musiał przejść obok niego, żeby dotrzeć do drzwi wejściowych. Gdyby chciał, mógłby wynieść mu z mieszkania wszystko. Poza tym… Maks kompletnie nic o tym dzieciaku nie wiedział. Wiedział tylko, że nazywał się Aleks (co do czego też nie miał żadnej pewności), był pretensjonalny i przemądrzały. Przecież on mógł równie dobrze być jakimś wariatem wykorzystującym naiwniaków. Mógł mieć broń. Mógł go okraść. Mógł być wszystkim, a Maks beztrosko zaprosił go do swojego domu i teraz, do cholery, będzie musiał zmusić się do tego, żeby tej nocy nie zmrużyć nawet oka.
        Jak na złość zasnął jak dziecko w momencie, w którym jego twarz dotknęła poduszki.


***


        Obudziły go odgłosy krzątania, choć był przekonany, że było absurdalnie wcześnie. Nie mówiąc już o tym, że ostatnim razem jak sprawdzał mieszkał sam. Kto łaził po jego mieszkaniu? Poderwał się w panice.
        Usiadł na łóżku, zamrugał i zaczął powoli łączyć fakty. Był zupełnie niewyspany, bo wczoraj położył się po trzeciej, a teraz była – upewnił się – no tak, wpół do siódmej. Miał prawo być niewyspany. Przypomniał sobie o dziwnym Aleksie i swojej własnej głupocie, i wstał niechętnie, żeby sprawdzić, czy to jego nocny gość był odpowiedzialny za przedwczesną pobudkę. 
        Rzeczywiście Aleks stał na bosaka w samych bokserkach i podkoszulku przy ekspresie do kawy, próbując go uruchomić i wyglądając, jakby zaraz miał się rozpłakać. Trzeba nadmienić, że robił przy tym kompletnie niezrozumiałą ilość hałasu. Maks uśmiechnął się mimowolnie. 
        – Dzień dobry – rzucił cicho, a Aleks odwrócił się gwałtownie, trochę jak dzieciak przyłapany na gorącym uczynku. Skrzywił się.
        – To coś jest dziełem szatana – oznajmił irytująco rozbudzonym tonem, kiedy Maks podszedł i odgonił go gestem. Chciał wymyślić jakąś ripostę, ale jego umysł o tej godzinie nie funkcjonował jeszcze prawidłowo. – Sorry, pomyślałem, że głupio tak wychodzić bez słowa i to nie zamykając drzwi i nie wiedziałem, czy cię nie budzić, czy zrobić ci kawę i cię obudzić, czy… – zaczął gadać jak najęty. 
     – Przestań mówić – wtrącił Maks ze zmęczeniem. Aleks natychmiast zamknął się, speszony. – Przepraszam… – dodał, ale przerwało mu szerokie ziewnięcie. 
      – Nie wolno mówić do ciebie z rana, bo jesteś wrednym skurwielem. Spoko, załapałem – zapewnił go natychmiast Aleks, a Maks poczuł, że jego usta znowu rozciągają się w uśmiechu, po czym bez słowa podał mu pierwszy kubek, włączył z przyzwyczajenia TVN24 i zabrał się za robienie kolejnej kawy.
        Nie był pewien, kiedy dokładnie słowa zaczęły docierać do jego mózgu, który niespodziewanie się rozjaśnił. Powoli postawił klubek na blacie, nie odwracając się do telewizora, ale nagle czując się całkowicie rozbudzony.
    – …obszar dawnego poligonu wojskowego na trasie pomiędzy Sulejówkiem a Rembertowem został zabezpieczony przez policję po tym, jak dzisiaj około godziny piątej rano znaleziono tam zwłoki mężczyzny. Policji nie udało się jeszcze ustalić danych osobowych ofiary, ale szacuje jej wiek na około dwadzieścia siedem lat. Obecnie wiadomo, że mężczyzna miał ranę postrzałową głowy i wszystko wskazuje na to, że doszło do morderstwa, policja nadal bada okoliczności zdarzenia… – mówiła kobieta, wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego i brzmiąc stanowczo zbyt beznamiętnie jak na kogoś, kto donosił o dokonaniu zabójstwa.
        Maks ocknął się z transu i bardzo powoli odwrócił się, żeby spojrzeć na Aleksa, którego oczy utkwione były w telewizorze. Był odrobinę bledszy niż jeszcze chwilę temu, ale poza tym trzymał się całkiem nieźle.
       – Rany, niektórzy naprawdę powinni przystopować z melanżem – rzucił beztrosko, kręcąc głową i nawet próbując się uśmiechnąć, ale kiedy zerknął kątem oka na Maksa, żeby sprawdzić jego reakcję, na jego twarzy widoczny był cień strachu. Maks miał ochotę prychnąć na jego żałosną próbę odwrócenia uwagi. 
      – Przestań pieprzyć – powiedział podejrzanie spokojnym głosem. Nadal nie był pewien, który moment będzie odpowiedni, żeby zacząć panikować. – Byłeś tam – dodał bez cienia wątpliwości. Aleks przełknął ślinę i przez chwilę nie odpowiadał. 
      – Och, pewnie powinienem zaznaczyć, że to nie ja go zabiłem – oświadczył, spokojnie biorąc łyk kawy. Maks uniósł brwi. 
        – Nie powiedziałem, że to zrobiłeś – zauważył cicho.
       – Dlaczego? To byłby całkowicie rozsądny wniosek – prychnął Aleks, zakładając ręce na piersi i spoglądając wyzywająco na Maksa, który nie mógł uwierzyć, że Aleks miał na tyle tupetu, żeby jeszcze się z nim o to kłócić. Nie wiedział też, jak to było możliwe, że on sam jeszcze kompletnie nie stracił głowy i na dodatek był w stanie prowadzić całkiem racjonalną dyskusję.
      – Byłby – zgodził się bez wahania. – Dlaczego miałbym nie pójść z tym na policję? – zapytał retorycznie, wpatrując się w niego wyzywająco i starając się sprawić wrażenie pewnego siebie. Aleks uśmiechnął się, ale to nie był ten ciepły, szczery uśmiech, którym uśmiechał się wcześniej. W tym uśmiechu było coś nieprzyjemnego i ostrzegawczego, jakby próbował uśpić nim czujność Maksa, żeby potem móc zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Maks spiął się mimowolnie, a kiedy Aleks zrobił krok w jego kierunku, drgnął, odruchowo zamierzając się cofnąć. Przeklął się w duchu. Nie mógł pokazać mu, że się bał, choć prawda była taka, że autentycznie zaczynał się bać. Ale… to był Aleks. Maks co prawda nie znał go prawie w ogóle, ale to był ten sam dzieciak, który poprzedniego wieczora paplał nieustannie jakieś bzdury o poetach i dzikich kotach. Wtedy wydawał się Maksowi najmniej niebezpiecznym człowiekiem na świecie. 
        No właśnie, wtedy. Teraz Aleks w kilku krokach pokonał dzielącą ich odległość i stanął przed Maksem. Był od niego odrobinę niższy, ale nie na tyle, żeby musieć zadzierać głowę. Było jednak coś w tym spojrzeniu i w tym krzywym uśmiechu, co sprawiło, że nagle to Maks poczuł się mniejszy.
        – Bo jesteś mądrym chłopcem. A mądrzy chłopcy wiedzą, że nie warto wpierdalać się w sytuacje, które ich przerastają i o których nie mają zielonego pojęcia – powiedział cicho, przekrzywiając nieco głowę. – Daj spokój, Maks, przecież nie jesteś głupi. Wiesz, jakie straszne rzeczy czasami się dzieją. Ludziom zdarza się na przykład znikać bez śladu. Mówię ci, okropne rzeczy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pakowałby się w coś takiego z własnej woli – dodał o wiele bardziej beztroskim tonem, zupełnie jakby mówił o pogodzie. – Dzięki za podwózkę i nocleg, jestem pewien, że dobra karma do ciebie wróci. A teraz możesz zacząć przyzwyczajać się do myśli, że wczorajsza noc nigdy się nie wydarzyła – polecił, odwracając się na pięcie i zgarniając ze stolika swój telefon, a w zasadzie oba, swój i ten tajemniczy, którego wczoraj szukał. Maks przełknął ślinę. Wczorajsza noc nigdy się nie wydarzyła… brzmiało kusząco, ale… nie lubił, kiedy takie rzeczy się działy. Kiedy ludzie niespodziewanie pojawiali się w jego życiu, a potem równie niespodziewanie z niego znikali. 
       – W takim razie czemu tak ryzykujesz i zostawiasz mnie tu z tą wiedzą? – wyrwało mu się, zanim zdążył ugryźć się w język. Cholera, sam prosił się o kłopoty. 
        Aleks zmierzył go długim spojrzeniem, wyraźnie kalkulując w głowie. 
      – Nie lubię takiego bałaganu – odparł w końcu beznamiętnym tonem, wskazując podbródkiem na telewizor. Maks wstrzymał na chwilę oddech, po czym wypuścił go powoli. Zgrywał twardziela czy…? Nie, musiał zgrywać twardziela. To wszystko to była jakaś ściema, przedstawienie mające na celu zastraszenie Maksa, żeby trzymał gębę na kłódkę. W końcu to był tylko dzieciak. Tyle, że nawet Maks, który był wyjątkowo oderwany od rzeczywistości i trzymany przez całe życie pod kloszem wiedział, czym w dzisiejszych czasach zajmowały się niektóre dzieciaki
       – Pa, Maksiu. Jeszcze raz dzięki – rzucił cicho Aleks, wychodząc z salonu, a chwilę później Maks usłyszał kliknięcie drzwi wejściowych. Jeszcze przez kilkanaście sekund stał na środku pomieszczenia jak skamieniały, czując, jak wszystkie wydarzenia zeszłej nocy i dzisiejszego poranka powoli go przygniatają.
      Powinien pójść na policję. Teraz, natychmiast. Nie wiedział, dlaczego jeszcze tego nie zrobił i nadal tam stał. 
        Wczorajsza noc nigdy się nie wydarzyła.
        Pewnie powinienem zaznaczyć, że to nie ja go zabiłem.
    Maks próbował udawać przed samym sobą, że mu nie wierzył, ale w głębi duszy wiedział, że to było kłamstwo.

10 komentarzy:

  1. No i doczekałam się kolejnego rozdziału. OwO
    Nadal czuję w środku wielkie „wow” i chyba szybko się go nie pozbędę, bo po tym rozdziale jedynie wzrosło. O rany, zaczynam to szczerze uwielbiać. Zwłaszcza te rozmowy i przekomarzania się głównych bohaterów, kiedy tak naprawdę wisi w tym wszystkim jakaś taka niepewność i niebezpieczeństwo, ponieważ nic w gruncie rzeczy o Aleksie nie wiemy. Jednak już udało mu się zdobyć moje serduszko. Chyba mam słabość do tego typu postaci, hnhhh.;;;;
    Czekam niecierpliwie na kolejną część i przepraszam za moje wyjątkowo nieskładne komentarze... ale z doświadczenia wiem, że lepszy jakikolwiek niż żaden, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że nic nie robię cały dzień, tylko odświeżam tą stronę... No i jest!

    Czytałam "Zejdź na ziemię" i "Kontrapunkt," chociaż dołączyłam do grona Twoich fanów trochę późno, bo jak Kontrapunkt się już publikował... W każdym razie kocham wszystko, co piszesz, a to zapowiada się świetnie :) Ci bohaterowie, którzy mają wady i normalne problemy i których osobowości są na tyle złożone, że charakterystyki by na kartce kancelaryjnej nie napisał... to strasznie... odświeżające.
    Tak czy siak, życzę weny(chociaż tej Ci chyba nie brakuje) i ogromny szacun za to, że tak regularnie publikujesz rozdziały! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się coś fantastycznego! Co za napięcie :D Czekam na kolejny rozdział! Jest świetnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No nieźle! Zapowiada się mega ciekawie. Potrafisz trzymać czytelnika w napięciu. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i mam nadzieję, że pojawi się w nim Aleks.
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały czas nie mogę uwierzyć, że tak szybko wróciłaś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam? Ależ ja ani na moment nie odeszłam! ;)

      Usuń
  6. No to się zaczyna,aż mnie wszystko swędzi :))Dzięki Mercury,jestes najlepsza:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :) Tempo niesamowite, a kryminał w twoim wykonaniu to coś, o co się modliłam. :D Maks i Aleksy wpinają się na wyżyny, a w raz z nimi całą historia. A ja skruputalnie zbieram pieniążki na swój egzemplarz Zejdź na ziemię <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, po tym rozdziale wiemy o Aleksie więcej, a równocześnie nie wiemy o nim zupełnie nic :D Jakoś nie jestem przekonany, co do tego, że to on zabił tego mężczyznę. Na pewno był w to jakoś zamieszany, ale czy to on odebrał mu życie? Nie wydaje mi się. W każdym razie ta postać jest świetnie kreowana i mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze badziej fascynująca xd

    Co do Maksa to wydaje mi się, że ten gość zupełnie nie ma czegoś takiego jak instynkt samozachowawczy xd Ja nigdy bym nie zaprosił obcego chłopaka, który ewidentnie nie należy to grzecznych i poukładanych chłopców, do swojego samochodu, nie mówiąc już o przenocowaniu go. A po tym jak dowiedział się o tajemnicy Aleksa zamiast siedzieć cicho i starać się, żeby jak najszybciej zostawił go w spokoju to ten jeszcze wdaje się z nim w gadkę i prowokuje go :D No totalny kretyn z tego Maksa :D

    Nie wiem, co jeszcze napisać, więc zakończę tutaj :D Rozdział był świetny :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    wspaniale, ale napięcie... coś mi się jednak zdaje, ze ich drogi jeszcze się zejdą ;] a co tam się naprawdę stało?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń