piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział VI: Szybki kurs robienia głupstw

      Cześć, Kochani. Przybywam z kolejnym rozdziałem i newsami. Znowu publikuję rozdział, kiedy jestem spóźniona, więc nie będę się rozpisywać. Opublikowałam dzisiaj "Kontrapunkt" w ebookowej wersji, można go zakupić w sklepach internetowych beezar.pl oraz book-self.pl. Więcej na ten temat na kontrapunktowym blogu i na moim Facebooku, ale i tak gorąco zachęcam do kliknięcia i zakupienia ;)
       A teraz muszę już lecieć, więc życzę miłego czytania, bo jest sporo akcji, ale też sporo chaosu i w ogóle ledwie sama w głowie całę tę historię ogarniam. Obiecuję, że wkrótce zacznie się co nieco wyjaśniać ;) Dzięki za wszystkie komentarze i miłego długiego weekendu!






Rozdział VI

Szybki kurs robienia głupstw





        Maks naprawdę nie mógł uwierzyć, że dał się na to namówić.
     Nigdy nie lubił tłumów. Trochę się ich bał, miał lekką klaustrofobię i bał się ludzi otaczających go ze wszystkich stron, miał ochotę uciekać, schować się przed tym gwarem, tyle że nie było gdzie się schować. Byli tylko on i Aleks przeciwko temu żywiołowi. Aleks, który trzymał jego nadgarstek w żelaznym uścisku i parł do przodu stanowczo jak lodołamacz i Maks trzymający się go jak kotwicy, a jednocześnie rozglądający się z mimowolną fascynacją.
       Było ciemno i gwarno. Jedyne światła pochodziły z zaparkowanych wszędzie samochodów i to właśnie ich silniki robiły największy raban, choć stłoczeni ludzie też nie sprawiali wrażenia, jakby próbowali być cicho. Wyglądało to jak jakaś impreza masowa i Maks zastanawiał się, jak to było możliwe, że wszyscy ci wszyscy ludzie tkwili sobie spokojnie pod Stadionem Narodowym i nikt o tym nie wiedział. Nikt tego nie pilnował. Gdzie była policja? Pochylił się do Aleksa.
       – Zawsze jest tu tyle ludzi? – wyszeptał. Aleks nie zareagował i Maks zdał sobie sprawę z tego, że szeptanie w tym miejscu raczej mijało się z celem. – Zawsze jest tu tyle ludzi? – zawołał. Aleks odwrócił się.
        – Jeśli się akurat ścigają to tak – odparł beztrosko.
        – A zawsze się ścigają? – dopytał z zaciekawieniem.
     – Oczywiście, że nie zawsze – prychnął kpiąco Aleks. Wydostali się z tego największego tłumu i Aleks poprowadził go po betonowych schodach w stronę wejścia na stadion, ale nagle zatrzymał się i usiadł na schodku. – Patrz teraz – polecił, więc Maks posłusznie usiadł obok niego i patrzył, jak czerwona Corvette'a zaopatrzona chyba we wszystkie możliwe bajery i udziwnienia ustawia się równolegle do skromnego, granatowego Audi. Silniki znowu zaryczały. – Debil nie ma żadnych szans – skomentował Aleks, opierając podbródek na brodzie. – Ten w Corvetcie – dodał tytułem wyjaśnienia. Maks uniósł brwi.
        – Serio? – zdziwił się. – Ten czerwony wygląda na szybszy – orzekł mało profesjonalnie. Aleks prychnął.
        – Nie liczy się wygląd tylko to, co ma w środku – oznajmił moralizatorskim tonem.
        – Głębokie – skwitował Maks, uśmiechając się ukradkiem. Całkiem ładna, krótkowłosa dziewczyna stanęła pomiędzy dwoma samochodami, unosząc ręce do góry. Ryk przybrał na sile, aż w końcu dziewczyna opuściła gwałtownie ręce, a oba auta wystrzeliły jak z procy w stronę wyjazdu z parkingu stadionu. – Dokąd oni jadą? – zapytał Maks, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi spojrzał na Aleksa i zobaczył, że jego wzrok utkwiony jest w znikających tyłach samochodów. – Aleks? – zagadnął, machając mu dłonią przed oczami. Aleks zamrugał wytrącony z rytmu.
        – Co? – zapytał, marszcząc brwi z irytacją. 
        – Dokąd oni jadą? – powtórzył Maks. 
       – A czy zawsze trzeba jechać dokądś? – obruszył się Aleks. – Po prostu jadą – dodał, wzruszając ramionami i wciąż mając na twarzy nieco rozmarzony uśmiech. Maks pokręcił głową z rozbawieniem. 
        – Ech, chłopcy i ich zabawki – podsumował, parskając śmiechem. Aleks uniósł brwi.
       – No nie mów mi, że ci nie staje jak widzisz coś takiego – powiedział, a w jego głosie słychać było wyzwanie. Maks odchrząknął niezręcznie. 
       – Jezu, Aleks – parsknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie, nie staje mi, jak widzę ładny samochód… 
    – Ładny? – powtórzył Aleks wyraźnie oburzony. – Ładne to mogą być kwiatki. Samochody są piękne. Zapierające dech w piersiach. Spektakularne… 
       – Dobra, dobra, załapałem – zaśmiał się Maks, po czym spojrzał na niego podstępnie. – Mam sobie iść? – zapytał niewinnie. – Chcesz sobie ulżyć? 
        Aleks zmierzył go gniewnym spojrzeniem.
        – Pierdol się – mruknął z urazą. – Jak ty nic nie rozumiesz – dodał, wzdychając.
    – Wiesz, że to ma swoją nazwę? – upewnił się Maks, unosząc znacząco brwi. – Odczuwanie pociągu seksualnego w stosunku do samochodów to jedna z najpowszechniejszych odmian parafilii… 
        – Najpowszechniejszych? – powtórzył Aleks, krzywiąc się. – Sugerujesz, że jestem mało oryginalny?
   – Z tego wszystkiego, co powiedziałem to właśnie najbardziej cię zmartwiło? – zapytał, parskając niedowierzającym śmiechem. Aleks uśmiechnął się z satysfakcją i już zamierzał odpowiedzieć, kiedy nagle coś zwróciło jego uwagę.
      – O, wracają – powiedział cicho, a Maks odwrócił się natychmiast w stronę bramy, za którą poprzednio zniknęły samochody, ale niczego nie zauważył. Aleks wskazał głową drugi koniec stadionu, zza którego nagle wystrzeliło granatowe Audi, a kilkanaście metrów za nim Corvette'a. Tłum zaczął się drzeć.
        – Nie trwało to długo – stwierdził Maks z umiarkowanym zainteresowaniem. Aleks wzruszył ramionami.
      – Przeskoczyli tylko Poniatówkę i zrobili zawrotkę na pętli – odparł beztrosko. – Mogłem coś postawić – dodał zawiedzionym tonem, podnosząc się na nogi. Maks pokiwał powoli głową. Nie był co prawda miłośnikiem hazardu, ale skoro Aleks był przekonany, że Audi wygra – i miał rację – to rzeczywiście mógł.
        – I co, to tyle? – zdziwił się, samemu wstając i znowu za nim podążając, kiedy zaczął zbiegać na dół.
       – Na razie – odparł Aleks, z powrotem mieszając się z tłumem. – Na chwilę, zanim nie znajdą się następni – dodał, odwracając się przez ramię, żeby upewnić się, że Maks nadal za nim idzie. – Możemy… – zaczął, ale w tym momencie na jego drodze pojawił się nieduży typek z ogromnym uśmiechem i wąskimi oczami, które z jakiegoś powodu sprawiły, że Maksowi przeszedł dreszcz po plecach. Aleks zatrzymał się raptownie, przez co Maks prawie na niego wpadł.
        – Coś na wyluzowanie? – zaoferował gość błyskawicznie, uśmiechając się zachęcająco. – Cannabis, hasz?
        – Nie, dzięki – mruknął Aleks, próbując go wyminąć. 
       – Mam zajebistą prosto z Czech – zapewnił z entuzjazmem. – To może coś na imprezę? Feta, crack, kwas? – Aleks jedynie zaśmiał się i nie odpowiedział. – No Aleks, nie bądź taki… to weź na zaś, bo za piętnaście minut ci się zachce, a mnie już nie będzie, bo zaraz spierdalam na Mazowiecką… – przekonywał. Maks przezornie się nie odzywał.
       – Każdemu tak zawracasz dupę? – zapytał Aleks z zaciekawieniem. – Interes chyba słabo się kręci, co? – dodał kpiąco. 
     – Nie narzekamy, dzięki – rzucił beztrosko. – I jasne, że nie każdemu. Tylko przyjaciołom – dodał z najbardziej niewzbudzającym zaufania uśmiechem, jaki Maks kiedykolwiek widział, kładąc dłoń na ramieniu Aleksa. – Dla ciebie dwadzieścia procent taniej. No skuś się… – Aleks jedynie przewrócił oczami, tym razem już nawet nie zaszczycając go odpowiedzią. – To może dla kolegi? – zapytał gość, nagle zwracając się do Maksa, który kompletnie się tego nie spodziewał i zamrugał z zaskoczeniem, kiedy obcy facet objął go ramieniem, mrugając do niego porozumiewawczo. – Jak będzie? Grama, dwa? Podzielisz się z Aleksem, jak go znam to gwarantuję, że dwa piwka i będzie płakał, żeby ktoś dał mu blanta… 
      – Dobra, dobra – przerwał mu Aleks zniecierpliwiony. – On nic nie chce i bardzo się spieszy – odpowiedział za Maksa, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc przez tłum. Diler chyba coś jeszcze mówił, ale Maks już go nie dosłyszał. 
        – Znajomy? – zapytał beztroskim, choć nieco złośliwym tonem. Aleks zmierzył go krzywym spojrzeniem. 
     – To duże słowo – mruknął, po czym wzruszył ramionami. – Lopez to debil, ale pocieszny. Przydatna znajomość – dodał, a Maks pokręcił głową z niedowierzaniem. 
       – Znasz wiele osób, które handlują takimi rzeczami? – zapytał nieco rozkojarzony, bo głównie skupiał się na tym, żeby nie zgubić Aleksa w tłumie. 
       – W chuj – odparł Aleks bez zastanowienia. – Chociaż tutaj jest ich wyjątkowo dużo, bo mogą handlować wszyscy… 
        – Wszyscy? – powtórzył Maks. – A czemu mieliby nie móc? 
       – Bo każdy ma swój rejon, poza który się nie zapuszcza – wyjaśnił cierpliwie, odciągając ich nieco na bok. Maks odetchnął i już zamierzał dalej wypytywać, ale Aleks nie potrzebował żadnej zachęty, żeby kontynuować: – Po prostu Narodowy jest neutralny, każdy tu może sobie robić, co chce i nie ma żadnych pretensji. To wygodne. Wyścigi muszą być neutralne, żadna ze stron nie pozwoliłaby, żeby było inaczej… Chcesz się czegoś napić? – zapytał ni stąd, ni zowąd, zmieniając temat.
        – Żadna ze stron? – powtórzył Maks, marszcząc brwi i ignorując jego pytanie. 
       – Żadna ze stron Wisły – uściślił Aleks, po raz pierwszy wyglądając, jakby wahał się, czy przypadkiem nie powiedział zbyt wiele.
       – Czyli co, są dwie grupy? – zainteresował się Maks. – Które są ze sobą skłócone i prowadzą wojnę o władzę nad miastem? – dodał, jedynie w połowie żartując. – Jak na filmach? 
        Aleks parsknął drwiącym śmiechem. 
       – Oczywiście, Maks. Wszystko zawsze jest tak, jak na filmach – odparł głosem pełnym politowania. – Idea jest taka, żeby nie wchodzić sobie nawzajem w drogę. Kiedy nie wchodzimy sobie w drogę to potrafimy nawet żyć z nimi w zgodzie – dodał, wzruszając ramionami.
        – Wy czyli? – dopytał Maks, a Aleks uniósł brwi i przez chwilę nie odpowiadał.
      – Czyli nie oni – uciął w końcu i znowu otworzył usta, prawdopodobnie żeby zmienić temat, ale zanim zdążył to zrobić usłyszeli opryskliwy głos:
        – A wy tu czego?
      Maks natychmiast się odwrócił i zobaczył trzech dużych gości, a za ich plecami trzech kolejnych. Obok niego Aleks obrócił się spokojnie przez ramię, wyraźnie nigdzie się nie spiesząc i sprawiając wrażenie wyluzowanego. Maks zmierzył facetów ostrożnym spojrzeniem. Wszyscy byli bardzo wysocy, wyżsi niż Maks i z pewnością o wiele wyżsi niż Aleks. Wszyscy byli też napakowani, za wyjątkiem tego stojącego na środku i najbardziej skrzywionego. On nie był zbyt napakowany, był bardzo chudy, wręcz kościsty, ale nadrabiał groźnym wyrazem twarzy. Maks spiął się pod jego spojrzeniem, a w jego głowie kłóciły się dwa odruchy; jeden, żeby odwrócić się na pięcie i natychmiast spierdalać, a drugi, żeby na wszelki wypadek zrobić „L” i krzyknąć „Legia!”, ale zawsze istniało ryzyko, że byli za tymi drugimi. Cholera. Przecież ta zgraja gdyby tyko chciała rozniosłaby jego i Aleksa w sekundę. Podejrzewał, że każdy z tych typów w pojedynkę byłby w stanie wgnieść ich w podłogę. Poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.
     – Spacerujemy. Nie wolno? – prychnął bezczelnie Aleks, a Maks spojrzał na niego jak na idiotę. Czy on chciał, żeby te karki skopały im tyłki? 
        – Ej, nie pyskuj – warknął jeden z gości, marszcząc gniewnie brwi.
     – Wyluzuj – polecił mu ten na środku, podchodząc do Aleksa. Maks odruchowo zrobił krok do przodu, starając się wyglądać przy tym groźnie. Spojrzenie faceta przeniosło się na niego. Sprawiał wrażenie rozbawionego, a Maks miał ochotę przełknąć ślinę. Że też zachciało mu się zgrywać bohatera.
     – O, zmieniłeś pitbulla – zauważył z umiarkowanym zaciekawieniem. – Poprzedni robił bardziej imponujące wrażenie – dodał pogardliwie, mierząc Maksa wzrokiem od stóp do głów. Aleks przewrócił oczami, bez zastanowienia odpychając Maksa na bok i unosząc uspokajająco dłoń, jakby chciał w ten sposób zasugerować, żeby się nie wtrącał. No normalnie samobójca.
        – Ostatnio stawiam na mózg – rzucił, patrząc na dresiarza wyzywająco.
        – Miało cię tu nie być – przypomniał mu, przyglądając mu się z dezaprobatą.
     – To jeszcze nawet nie Praga – odparł beztrosko Aleks, wzruszając ramionami. – Przynajmniej nie ta prawdziwa Praga – poprawił się. – Co tutaj może się stać? – dodał bagatelizującym tonem. Facet spojrzał na niego z zastanowieniem, po czym pochylił się.
     – Spróbuj nie dać się złapać sukom – polecił ostrzegawczo, ściszając głos. – I nie ścigaj się – dodał z naciskiem.
       – Nie zamierzałem – zapewnił go natychmiast Aleks, po czym uśmiechnął się podstępnie. – Zamierzałem za to podpierdolić ci samochód – wyznał bez skruchy. – Mogę? – zapytał grzecznie, szczerząc zęby i to był ten moment, kiedy Maks uznał, że rzeczywiście nie powinien się wtrącać, bo już nic z tego nie rozumiał. – No Kostek… – dodał marudnym tonem, zerkając ukradkiem ponad ramieniem Kostka na pozostałych dresów, jakby chciał upewnić się, że go nie słyszą. Facet nazwany Kostkiem (co za adekwatna ksywka!) nie wyglądał na zachwyconego i przez moment wpatrywał się w Aleksa krytycznie.
     – Bierz – mruknął w końcu łaskawie, przewracając oczami z irytacją, po czym spojrzał na niego podejrzliwie. – Nie piłeś, nie? 
       – Praktycznie nic – odparł pogodnie Aleks, a Maks zmarszczył brwi. Rzeczywiście dwie lampki wina i rum z colą to było „praktycznie nic”. Kostek pokiwał powoli głową, po czym sięgnął do kieszeni, wyciągnął kluczyki i podrzucił je do góry, a Aleks złapał je zgrabnie w locie. – Dzięki.
        – Nie kręć się tu długo – polecił chłodnym tonem, kiwając na resztę goryli i wyraźnie zamierzając wyminąć Aleksa i Maksa. – I nie zgub pitbulla – dodał prześmiewczo. Aleks znowu uśmiechnął się od ucha do ucha.
        – Pilnuję go jak oka w głowie – zapewnił, po czym złapał zdezorientowanego Maksa za łokieć i pociągnął w przeciwnym kierunku. Dopiero kiedy dresiarze zniknęli im z oczu, Maks pozwolił sobie wypuścić ciężko powietrze. 
       – Co to było? – zapytał krótko, nawet nie brzmiąc na nadmiernie zaskoczonego. Większość rzeczy przestała go zaskakiwać. Aleks przez moment nie odpowiadał, więc dodał ponaglająco: – Co to za gość? 
      – Mój brat – odparł krótko Aleks, zerkając na niego przez ramię. Maks uniósł brwi, bo to była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał. – Jest strasznie nadopiekuńczy i ma na moim punkcie małą obsesję, ale da się go znieść. – Maks przez chwilę szedł w milczeniu, próbując przegryźć to, co właśnie usłyszał. Nadopiekuńczy brat dresiarz. Okej. – Ale patrz, zostałeś pitbullem – dodał Aleks z rozbawieniem. – I ruszyłeś mi na ratunek. Bezsensownie, bo przed Kostkiem, ale nadal. To słodkie – skwitował, brzmiąc na wyjątkowo zadowolonego z siebie. Maks skrzywił się.
        – Miałem chwilowy napad niepoczytalności – mruknął niezbyt przekonująco. 
     – Wiem. Nie rób tego więcej, bo kiedyś trafisz nie na swoich i popsują ci twarz. A szkoda by było – powiedział beztrosko Aleks, zerkając na niego ukradkiem w nieco sugestywny sposób i sprawiając, że Maks znowu poczuł w środku przyjemne zawirowanie, które nie miał pojęcia, skąd się wzięło. – Nie zawsze warto się stawiać – poinstruował go rozsądnym tonem. – A tym bardziej podskakiwać. Ja podskakuję tylko, jak mam za plecami kogoś o wiele większego, kto mnie w razie czego obroni – wyznał, uśmiechając się bez skruchy. – A ty… wiesz, doceniam twoje poświęcenie, ale nie sądzę, żebyś miał duże szanse – ocenił przepraszająco. Maks parsknął śmiechem. 
       – Też nie sądzę – przyznał spokojnie. – Po prostu… spontanicznie uznałem, że lepiej, jak ja dostanę w pysk niż ty – wyjaśnił niezręcznie, a Aleks przez moment wpatrywał się w niego bez słowa z trudnym do zidentyfikowania wyrazem twarzy, po czym spuścił wzrok. Gdyby Maks lepiej go nie znał, uznałby ten gest za prawie nieśmiały. Nagle coś mu się przypomniało.
        – Po co ci samochód? – zapytał podejrzliwie. 
    – Pomyślałem, że pojedziemy na wycieczkę – odparł Aleks, uśmiechając się szeroko. – Znam idealne miejsce… 
       – Chyba żartujesz – wszedł mu w słowo Maks, a w jego głosie słychać było dezaprobatę. Aleks spojrzał na niego bez zrozumienia. – Przecież piłeś – wyjaśnił ostrym tonem. 
       – Praktycznie nic nie wypiłem – powiedział, powtarzając kit, który wcisnął swojemu bratu i przewracając oczami.
        – Według ciebie to jest nic? – zdziwił się Maks. – To co, do promila się nie liczy? – dodał drwiąco. 
      – A po trzech się zeruje – dodał Aleks z głupkowatym uśmiechem, ale Maksa wyraźnie to nie rozbawiło, więc natychmiast spoważniał. – Dobra, dobra, nie to nie. Wyluzuj się… 
        – Nie zamierzam się wyluzować… – prychnął Maks, wyraźnie mając zamiar opieprzać go dalej.
    – Okej, przecież nigdzie cię nie wiozę po pijaku, więc daj spokój – wtrącił Aleks, nie czując się zbyt komfortowo z tym, że Maks był na niego zły.
      – Nie chodzi o to, czy wieziesz mnie – wyjaśnił cierpliwie Maks, choć nadal brzmiał na zirytowanego. – Chodzi o to, że w ogóle nie powinieneś jeździć po pijaku, bo to cholernie niebezpieczne nie tylko dla ciebie, ale dla wszystkich wokół… 
      – Dobra, wiem – mruknął Aleks, mając dosyć tego tematu. – Po prostu… nie jestem pijany, wypiłem raptem jednego drinka trzy godziny temu. I potrafię prowadzić, więc… 
       – Masz osiemnaście lat – zauważył rozsądnie Maks. – Jak dobrze można prowadzić, mając osiemnaście lat?
        Aleks uśmiechnął się 
       – Zdziwiłbyś się – rzucił zarozumiałym tonem. Maks pokręcił głową. On był niemożliwy. – Skoro nie chcesz nigdzie jechać to jaki mamy dalszy plan? – zapytał po chwili Aleks ugodowo. Maks zamyślił się.
       – Wiesz… chętnie jeszcze trochę posiedzę i popatrzę na tych… jeżdżących ludzi – wyznał niechętnie, a Aleks uśmiechnął się do niego tryumfalnie. 
       – Widzisz? Mówiłem – powiedział z dumą. – Mówiłem, że to uzależnia – dodał, kierując się z powrotem w stronę schodów. – Niech będzie, chociaż to takie męczące, patrzeć na to i nie móc samemu przycisnąć… – zaczął zbolałym tonem. Maks już zamierzał powiedzieć coś o jego głupocie i ryzykowaniu życia dla chwili adrenaliny, ale nagle dostrzegł w tłumie kątem oka jasne włosy. Bardzo znajome jasne włosy.
      – Poczekaj – rzucił, zatrzymując się gwałtownie, łapiąc Aleksa za łokieć i przerywając mu wpół zdania. Aleks rozejrzał się zdezorientowany, nie wiedząc, o co mu chodziło. – Znam ją – dodał, marszcząc gniewnie brwi. Aleks podążył za jego spojrzeniem, ale zanim zdążył zareagować Maks już ruszył przed siebie.
       Głupio mu było podchodzić do pijącej beztrosko piwo grupki, ale nie miał wyjścia. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny, a ta odwróciła się z szerokim, lekko zblazowanym uśmiechem, który natychmiast spłynął z jej twarzy. 
     – Maks?! – zawołała zszokowana, gapiąc się na niego, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Maks w odpowiedzi jedynie uniósł brew, a jego mina wyraźnie mówiła: "lepiej, żebyś miała dobre wytłumaczenie". – Co ty tutaj robisz? – dodała z niedowierzaniem takim tonem, jakby podejrzewała, że miała przewidzenia. To zwyczajnie nie było możliwe, żeby on tutaj był.
     – To ja powinienem zadać to pytanie – odparował, patrząc na nią surowo. Dziewczyna przez moment sprawiała wrażenie, jakby desperacko zastanawiała się, jak z tego wybrnąć, ale zanim zdążyła odpowiedzieć koło niej stanął wysoki chłopak, łypiąc na Maksa wyzywająco. 
     – Ej, masz jakiś problem, koleś? – warknął, jakby tylko czekał, aż Maks da mu powód, żeby mógł mu przywalić. Aleks, któremu właśnie udało się dogonić Maksa zatrzymał się zaraz za nim, mierząc gościa czujnym spojrzeniem i czekając w napięciu na rozwój wydarzeń. 
       – Nie, nie… to mój brat – wyjaśniła żałośnie Wiki, kładąc dłoń na łokciu tego kolesia prawdopodobnie po to, żeby go uspokoić. Maks w przypływie odwagi rzucił mu pełne wyższości spojrzenie mówiące „tak, jestem jej bratem, więc wypierdalaj”.
        – Idziemy stąd – zdecydował, chwytając jej nadgarstek. – Koniec imprezy – dodał stanowczo.
     – Hej! – zawołał facet, łapiąc Maksa brutalnie za ramię i odciągając go. – Brat czy nie, nie będziesz jej rozkazywać… – Maks zachwiał się, puszczając Wiki, żeby go odepchnąć, więc Aleks postanowił wkroczyć do akcji.
      – Ej, nie róbcie scen – zarządził, rozdzielając ich, po czym zwrócił się do gościa ściszonym głosem: – Adrian, daj spokój, to jego siostra – dodał, starając się przemówić mu do rozsądku. – Zabierzemy ją do domu…
      – Nie wpierdalaj się, Szczęsny – warknął, spoglądając gniewnie na Aleksa. – Ty akurat jesteś pierwszy w kolejce do dostania w mordę tak tylko dla zasady, a jak jeszcze na dodatek mnie wkurwisz to nawet nie zamierzam przejmować się tym, że jesteśmy na Narodowym – zagroził, mrużąc oczy. – Wystarczy spojrzeć na twoją mordę i nikt nie będzie mi się dziwił – prychnął, a Aleks w odpowiedzi uniósł brew, ale to nie było to typowe dla niego aroganckie uniesienie brwi. Maks poczuł ukłucie zaniepokojenia. Ups, to chyba właśnie o tym Aleks mówił wcześniej. Tym razem nie trafili na „swoich”. 
        – Jeśli bycie cywilizowanym jest dla ciebie obcym pojęciem to nie powinieneś mieć tutaj wstępu – mruknął Aleks, próbując zgrywać cwaniaka, choć Maks widział, że był nieco spięty.
      – Zakaz wstępu to powinny mieć tutaj takie pizdy jak ty – odparował Adrian, prężąc muły i patrząc na Aleksa jak na coś bardzo małego i irytującego, co stało na jego drodze. Aleks przez chwilę wpatrywał się w niego bez wyrazu, zastanawiając się, jak to rozegrać.
      – To wszystko, na co cię stać? – upewnił się w końcu drwiąco, po czym zrobił taki ruch, jakby zamierzał obrócić się na pięcie i odejść. 
        – Serio chcesz, żebym złamał ci nos w jeszcze jednym miejscu? Mało ci? – warknął Adrian, po czym zrobił krok do przodu i spojrzał na Aleksa z góry, łapiąc go za ramię i nie pozwalając mu się odwrócić. Maks był rozdarty między chęcią wstawienia się za nim, a zabrania stąd Wiktorii, ale zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję Aleks uniósł butnie podbródek, patrząc mu wyzywająco prosto w oczy. 
        – Naprawdę aż tak zalazłem ci za skórę, że przyjebanie mi jest warte kłopotów? – zapytał cicho, unosząc kpiąco brwi. 
       – Myślisz, że ja miałbym kłopoty z twojego powodu? – powtórzył Adrian, uśmiechając się złośliwie. – Naprawdę wydaje ci się, że ktoś by się tobą przejął? – dodał z niedowierzaniem. Aleks odwzajemnił uśmiech w równie nieprzyjemny sposób.
     – Jeśli chcesz to możemy pójść do Partyki i zapytać – zasugerował niewinnie. – No bo masz rację, z pewnością stanąłby po twojej stronie, prawda? – dodał znacząco, unosząc kącik ust, a Adrian zmarszczył ledwo dostrzegalnie brwi. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, najwyraźniej czekając, aż ten drugi odwróci wzrok. Żaden z nich tego nie zrobił i w końcu Adrian prychnął.
    – Mam lepsze rzeczy do roboty – zdecydował chłodno, a Aleks uśmiechnął się tryumfalnie i bez zastanowienia odwrócił się, zamierzając pociągnąć za sobą Maksa, który nadal trzymał Wiktorię za łokieć. Maks wyglądał, jakby w każdej chwili był gotów się ewakuować, zaś Wiki obserwowała rozwój sytuacji nieco nieobecnym wzrokiem, starając się nadążyć. Adrian obejrzał się przez ramię na swoją obstawę, która wyraźnie tylko czekała na jakikolwiek znak od niego, a potem spojrzał z irytacją na Wiktorię. – Dajcie spokój, chłopcy. Jak dziwka chce iść z nimi to niech spierdala – mruknął do swoich kumpli. Maks poczuł, że zaczyna się w nim gotować i już zamierzał jakoś zareagować, ale powstrzymało go porozumiewawcze spojrzenie Aleksa.
       – Dobra, Maks, to jest twój szybki kurs robienia głupstw, lekcja pierwsza – oznajmił cicho, unosząc kącik ust.
      – Co...? – zaczął Maks, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej Aleks obrócił się na pięcie i zamachnął się, a chwilę później Adrian stał opierając się jedną dłonią na kolanie, a drugą trzymając się za nos, z którego obficie płynęła krew. Stojący za nim kumple zrobili krok do przodu i naprężyli mięśnie, zupełnie jakby byli zaprogramowani. Aleks skrzywił się, rozmasowując sobie dłoń.
       – Obrażanie kobiet jest kurewsko słabe – powiedział tylko. – Teraz jesteśmy kwita – dodał, uśmiechając się krzywo. Adrian w końcu uniósł głowę i spojrzał na niego ze wściekłością, ale Aleks już ciągnął Maksa za ramię. – Spierdalamy – szepnął do niego gorączkowo, więc Maks złapał Wiktorię za nadgarstek i puścili się biegiem wzdłuż stadionu. Zatrzymali się dopiero przy zejściu nad Wisłę. Maks pochylił się, opierając dłonie na kolanach i dysząc ciężko.
      – Biegną za nami? – zapytał chrapliwie, odwracając się przez ramię. Wiktoria przystanęła obok niego, ledwie łapiąc oddech.
       – Nie – wydyszał Aleks. – Tym razem chyba nam się upiecze – dodał, uśmiechając się do siebie. Maks pokręcił głową, zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło i nagle z nieznanego sobie powodu zaczął się śmiać, a jak już zaczął to przez dłuższą chwilę nie był w stanie przestać. Przeszedł dwa kroki i usiadł na krawężniku, nadal dusząc się ze śmiechu. Dawno nie czuł takiego uderzenia adrenaliny. To było odświeżające. Aleksowi chyba udzieliło się jego rozbawienie, bo sam zaczął chichotać, opadając bez gracji na beton obok Maksa.
      – Mówiłeś, że nie podskakujesz, kiedy nie masz za plecami kogoś dużo większego, kto w razie czego cię obroni – przypomniał mu Maks z wyrzutem, kiedy udało mu się nieco uspokoić, po czym zmarszczył brwi. – Podobno nie można tutaj wszczynać bójek. Nie będziesz miał przez to żadnych kłopotów? – upewnił się zaniepokojonym tonem. Aleks przygryzł niepewnie wargę.
        – Może być... różnie – przyznał niechętnie. – Ale liczę na to, że...
       – Daj spokój, naprawdę myślisz, że on kiedykolwiek przyzna się, że dostał w mordę od... kimkolwiek jesteś? – wtrącił cichy głos. Obaj odwrócili się i zobaczyli Wiktorię, która powoli okrążyła Maksa i usiadła ciężko po jego drugiej stronie.
      – Może i nie – przyznał Aleks, wychylając się, żeby spojrzeć na nią z zaciekawieniem. – Mam nadzieję, że nie – dodał, marszcząc nos. Wiki nie odpowiedziała, tylko przytuliła policzek do ramienia Maksa, wyglądając na skrajnie wykończoną. Aleks uśmiechnął się, widząc to i nawet Maks odrobinę się uspokoił, choć nadal nie do końca.
    – Nawet nie chcę wiedzieć, co robiłaś w takim miejscu – rzucił, nie patrząc na nią i kręcąc głową z niedowierzaniem, ale i tak objął ją bez zastanowienia. Wiki milczała, przekręcając głowę i opierając czoło o jego ramię.
    – I to jeszcze z takimi ludźmi? – dodał Aleks z oburzeniem. – Gwarantuję ci, że ten facet nie jest odpowiednim towarzystwem dla młodej damy… 
       – Kto to w ogóle był? – wtrącił Maks. Aleks odwrócił wzrok, nie wyglądając na chętnego, żeby udzielić mu odpowiedzi. – Moja siostra się z nimi buja, chyba mam prawo wiedzieć, nie? Powiedz mi – zażądał. Aleks przez moment wpatrywał się w niego bez słowa.
        – Ktoś, kto ma potencjał do bycia mocno problematycznym – odparł w końcu, ostrożnie ważąc słowa. – Bo ma się za o wiele ważniejszego niż jest w rzeczywistości. Trzymaj ją od nich z daleka – dodał bez wahania, więc Maks natychmiast odwrócił się, odsuwając od siebie Wiktorię na długość ramion.
        – Słyszałaś go – rzucił, wskazując na Aleksa. Dziewczyna zamrugała. 
        – A co on niby wie? – prychnęła nieobecnie. – Gówno wie, a się mądruje. Poza tym nie masz prawa mówić mi, z kim mogę się spotykać... 
        – Nie mam prawa? – powtórzył Maks z niedowierzaniem, czując, że z powrotem podskakuje mu ciśnienie. – Ty dosłownie nie masz prawa tu być, to, co tu się dzieje jest nielegalne, a ty jesteś nieletnia – dodał ostrym tonem, potrząsając nią lekko, żeby do niej dotarło. Wiki wyrwała się. 
   – Zostaw mnie, kretynie – wymamrotała, chowając twarz w dłoniach. Maks zmarszczył brwi z zaniepokojeniem. 
        – Hej, wszystko okej? – zapytał, kładąc dłoń na jej ramieniu, choć jego głos nadal brzmiał szorstko. W tej sytuacji nie był w stanie wykrzesać z siebie wiele delikatności. – Mała, co się dzieje? 
        – Nic, odwal się – mruknęła. Maks patrzył na nią bezradnie, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić, więc Aleks podniósł się powoli na nogi i podszedł do niej, kucając, żeby byli na podobnej wysokości. 
        – Hej, spójrz na mnie, okej? – poprosił cicho. – Możesz to dla mnie zrobić? – Wiki z trudem uniosła na niego rozbiegany wzrok. Przez kilka sekund wpatrywał jej się prosto w oczy w skupieniu. – Boli cię głowa? – zapytał konkretnym tonem, a dziewczyna spojrzała na niego z urazą. Aleks najwyraźniej uznał to za odpowiedź twierdzącą, bo pokiwał głową, podnosząc się ciężko na nogi.
     – Jezu, czy ona jest naćpana? – wyszeptał Maks z przerażeniem. Był niemal pewien, że poprawnie zidentyfikował jej dziwne zachowanie i właśnie zastanawiał się w panice, co zrobić z tym faktem. 
         – Już nie – pocieszył go Aleks. – Wylazło z niej, dlatego teraz będzie czuła się jak gówno przez jakiś czas – dodał z rozbawieniem.
      – Kurwa, to nie jest śmieszne – warknął Maks. – Mówisz o mojej szesnastoletniej siostrze – dodał z wyrzutem, patrząc na niego gniewnie. Aleks zaczął wyglądać na odpowiednio skruszonego.
        – Dobra, sorry – powiedział cicho. – Nic jej nie będzie, naprawdę – zapewnił go uspokajająco bez cienia wątpliwości. Maks wypuścił ciężko powietrze.
        – Okej, to co powinna zrobić, żeby przestała czuć się jak gówno? – zapytał głupio, bo kompletnie się na tym nie znał, po czym wstał i z marnym skutkiem próbował zmusić Wiki, żeby zrobiła to samo. Aleks uniósł brew.
        – Znowu zaćpać. Tak to działa – odparł krótko. – Albo przeczekać. Podejrzewam, że wolisz tę drugą opcję – dodał domyślnie, uśmiechając się kącikiem ust. – Chodź, zabierzemy ją do domu. Powinna się wyspać. 
        Maks pokiwał z trudem głową, łapiąc dziewczynę pod ramię i unosząc ją do pionu, bo negocjowanie z nią wydawało się bezcelowe. Kręciło mu się w głowie. Jezu, co by się z nią stało, gdyby go tu nie było? Czy to był pierwszy raz czy robiła to już wcześniej, a on nie miał o tym zielonego pojęcia? Kurwa, tak na dobrą sprawę to nie wiedział praktycznie niczego o życiu swojej siostry, a wyglądało na to, że chyba jednak powinien się nim trochę zainteresować. 
        – Odwiozę was – mruknął Aleks, wyciągając kluczyki. Maks spojrzał na niego spode łba.
       – Nie ma mowy – prychnął. – Nadal piłeś, więc nie będziesz mnie nigdzie wiózł, a już na pewno nie będziesz wiózł mojej siostry – zaprotestował, a Aleks przewrócił oczami.
       – Maks, naprawdę mogę was zawieźć – oświadczył uparcie, brzmiąc na zmęczonego. – Będzie najszybciej. Jestem już kompletnie trzeźwy… 
        – Skąd mam wiedzieć, że dobrze prowadzisz? – burknął Maks, a Aleks zrobił oburzoną minę.
        – Robię to – podkreślił, wskazując na dwa kolejne samochody, które właśnie wystartowały, rozpędzając się do setki jeszcze przed bramą wyjazdową. – Na porządku dziennym. Potrzeba ci więcej argumentów? – dodał, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego wyzywająco. Maks przez moment sprawiał wrażenie rozdartego, a Wiki, którą podtrzymywał ramieniem nagle zachichotała.
      – Ej, też to robiłam, wiesz? – oznajmiła radośnie. Maks spojrzał na nią z przerażeniem, nie wiedząc, co powiedzieć. Przecież ona nigdy nawet nie siedziała za kółkiem. – Machałam ręką. Żeby ruszyli – dodała beztrosko, brzmiąc na zachwyconą i wskazując na dziewczynę nadal stojącą na środku parkingu. Maks odetchnął z ulgą, przymykając na chwilę oczy i starając się zachować cierpliwość. 
      – To świetnie – skwitował dla świętego spokoju. – Pojedziemy taksówką – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu, mając dosyć dzieciaków, z których jedno było głupsze od drugiego. Spojrzał wyzywająco na Aleksa, jakby tylko czekał, aż śmie mu się sprzeciwić, ale ten jedynie wzruszył ramionami, najwyraźniej wyczuwając, że to nie był odpowiedni moment na kłótnie. Maks objął swoją siostrę ramieniem i pociągnął ją za sobą, ale dziewczyna zachwiała się, więc Aleks podszedł do niej z drugiej strony, żeby mu pomóc. Spojrzała na niego rozkojarzonym wzrokiem.
      – Kim ty w ogóle jesteś? – prychnęła nieufnie, nagle sprawiając wrażenie oburzonej jego obecnością. – Maks, kto to jest? – dodała wysokim, nieco histerycznym tonem. Aleks uniósł brwi, wyglądając, jakby z trudem powstrzymywał się przed przewróceniem oczami.
        – Jestem Aleks – odparł spokojnie. – Jestem kolegą twojego brata… 
        – Och! Przywaliłeś Adrianowi – przypomniała sobie nagle. Aleks uśmiechnął się półgębkiem. 
        – Tak – przyznał bez oporów. 
      – Bo nazwał mnie dziwką. Kutas złamany – mruknęła pod nosem, a Aleks wyszczerzył zęby. – Dzięki – dodała miękko.
     – To ja dziękuję. Od dawna szukałem wymówki, żeby to zrobić – odparł Aleks, wzruszając skromnie ramionami. Wiki uśmiechnęła się do niego szeroko i przez chwilę nie odrywali od siebie wzroku, on patrzył na nią z delikatnym, zaciekawionym uśmiechem, a ona z czymś podejrzanie przypominającym nieopisany zachwyt, aż w końcu Maks miał już tego wszystkiego dosyć.
       – Dobra, wystarczy tego – zarządził ze złością, przerywając to urocze gapienie się i uśmiechanie i czując o wiele większą wściekłość niż w tej sytuacji powinien. Wiki odwróciła wzrok, sprawiając wrażenie zawstydzonej, a Aleks rzucił Maksowi przelotny uśmiech, który z jakiegoś powodu jeszcze bardziej go zirytował. Będzie tu się gówniarz uśmiechał najpierw do jego siostry, a potem do niego, jakby mu było wszystko wolno. Maks prychnął w duchu i już zamierzał rzucić jakiś złośliwy komentarz pod ich adresem, kiedy usłyszeli wycie syreny policyjnej. 
        Ludzie zareagowali błyskawicznie, natychmiast dopadając do samochodów i pakując się do nich po cztery, pięć osób naraz. Nagle zrobiło się ogromne zamieszanie i hałas, kiedy auta odpalały i odjeżdżały z piskiem opon jedno po drugim. Dwa wozy policyjne zajechały na parking po obu stronach stadionu, a trzeci ruszył w pogoń za ostatnim wyścigiem, który prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozstrzygnięty.
      – Nadal chcesz jechać taksówką? – zapytał retorycznie Aleks, po czym puścił się biegiem w przeciwnym kierunku niż krążące po parkingu radiowozy, a Maks złapał Wiki za rękę i podążył za nim. Ledwo biegła i nie nadążała, więc bez zastanowienia podniósł ją do góry i przerzucił sobie przez ramię. Cholera, jak na taką kruszynkę była całkiem ciężka. Właśnie zdążył pomyśleć, że nie mieli żadnych szans, jeśli będą uciekać pieszo, ale w tym samym momencie zobaczył, jak Aleks otwiera na oścież drzwi czerwonego Forda i wskakuje na fotel kierowcy. Maks postawił Wiki na ziemi i pomógł jej wpakować się do tyłu, po czym szybko usiadł obok Aleksa, który zdążył już odpalić i zaczął wycofywać jeszcze zanim Maks zatrzasnął drzwi. Najwyraźniej uważał wykręcanie za zbędną kombinację, bo zwyczajnie obejrzał się za siebie i ruszył tyłem z prędkością, z jaką nikt normalny nie jeździ na wstecznym. Przejechał beztrosko obok jednego z radiowozów, wyjechał z parkingu i szarpnął ostro kierownicą w lewo, a auto zrobiło zgrabny drift i ledwo zdążyło ustawić się równolegle do jezdni, kiedy Aleks wcisnął pedał gazu.
        – Jezu – wydyszał Maks, zaciskając dłoń na drzwiach i obracając się, żeby sprawdzić, czy Wiki jeszcze żyła tam z tyłu. Miała zaciśnięte oczy i przyczepiła się do tyłu fotela Aleksa, jakby był ostatnią deską ratunku.
      – Trzymaj się, mała – ostrzegł Aleks. Usłyszeli za sobą kolejną syrenę, ale nawet się nie obejrzał, tylko przyspieszył, a Maks był jedynie w stanie wpatrywać się bezradnie w niebezpiecznie zbliżającą się do drugiej setki strzałkę prędkościomierza i modlić się w duchu. 
        – Zaraz się porzygam – wyznała żałośnie Wiki. Aleks zmarszczył nos.
       – Proszę, poczekaj, aż wysiądziesz z samochodu – odparł spokojnie, jedynie odrobinę zwalniając i skręcając raptownie w jakąś wąską uliczkę. Znowu ich zarzuciło. 
       – Mieliśmy jechać na Ochotę – przypomniał mu Maks, zaciskając usta i czując, że serce podchodzi mu do gardła razem z zawartością żołądka. Aleks uśmiechnął się krzywo.
        – I jedziemy. Tylko się upewnię, że zgubiliśmy ogon – oznajmił cierpliwie, znowu skręcając. W tym tempie w kilka minut dojechali aż na Wolę, robiąc przy tym ogromne kółko, ale nagle Maks z ulgą zorientował się, że byli z powrotem na Alejach Jerozolimskich. Uff, prawie w domu. Aleks zaparkował zgrabnie pod jego blokiem, a Maks natychmiast otworzył drzwi, chcąc jak najszybciej wydostać się z samochodu. Jego nogi były jak z waty, praktycznie ich nie czuł. – I co, nie było tak źle, nie? – zapytał beztrosko Aleks, wysiadając z drugiej strony. Maks spojrzał na niego jak na wariata. 
        – Nigdy więcej – przysiągł drżącym głosem, przymykając oczy i próbując dojść do siebie, po czym otworzył tylne drzwi i zamrugał. 
        – Co? – zapytał Aleks z zaciekawieniem.
       – Zasnęła – oznajmił z niedowierzaniem. Aleks okrążył samochód, stając obok niego i przez moment obaj wpatrywali się ze zdumieniem w śpiącą na tylnym siedzeniu Wiktorię.
       – To z pewnością pierwszy raz, kiedy ktokolwiek zasnął podczas mojej jazdy – powiedział Aleks, brzmiąc, jakby nigdy wcześniej nikt go tak bardzo nie obraził. Pokręcił głową. – Twoja siostra jest jedyna w swoim rodzaju, co? – dodał, uśmiechając się do siebie.
      Maks spojrzał na niego, zastanawiając się, jak zinterpretować ten komentarz, ponieważ miał wkurzające przeczucie, że Aleks mógł polubić Wiki o wiele bardziej niż powinien, a ta myśl wywoływała w nim trudną do wytłumaczenia wściekłość. Postanowił nie odpowiadać i w zamian pochylił się, żeby wyciągnąć ją z samochodu. Wziął ją na ręce i zaniósł powoli na górę, świadom tego, że Aleks szedł parę kroków za nim, a następnie rzucił ją na swoje łóżko jak worek kartofli. Wrócił do salonu i opadł na kanapę obok Aleksa, wzdychając ciężko i czując, że razem z powietrzem pozbywa się większości kłębiących się w nim emocji.
        – I co, fajnie było? – zapytał niewinnie Aleks, opierając się i podciągając nogi pod siebie. Maks spojrzał na niego z niedowierzaniem, już zamierzając poinformować go, że to była najbardziej pojebana noc w jego życiu, ale nagle zawahał się. 
    Jednego wieczora zaliczył wyścigi samochodowe, handel twardymi narkotykami, jedną prawie bójkę, spierdalanie przed dresiarzami i ucieczkę autem przed policją. To było więcej niż przeżył przez całe swoje życie, a to wszystko tylko dlatego, że Aleks nie potrafił utrzymać się z dala od kłopotów. A Maks nigdy wcześniej nie miał kłopotów i owszem, bał się jak cholera, ale jednocześnie jego żyły były przepełnione adrenaliną i nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo czuł, że żyje jak tej nocy. To było zajebiste uczucie.
     – No. Fajnie było – przytaknął, brzmiąc, jakby jego samego to zaskakiwało. Aleks wyszczerzył domyślnie zęby, bo od początku był przekonany, że Maks znakomicie zgrywał nudziarza, ale tak naprawdę miał w sobie o wiele więcej potencjału niż jakikolwiek grzeczny chłopiec i podświadomie chciał zasmakować wszystkiego, co życie miało mu do zaoferowania. Potrzebował jedynie czegoś lub kogoś, kto wybudzi go z letargu. A Aleks z przyjemnością zostanie tą osobą i zapewni mu tyle atrakcji, ile tylko Maks będzie chciał.
        To była zdecydowanie najlepsza randka, na jakiej kiedykolwiek był.

15 komentarzy:

  1. Nowy rozdział, jak cudnie! <3 Już się biorę za czytanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie w tym rozdziale bardzo sporo się dzieje. Jest szybko,niebezpieczne i super ciekawie. Zastanawiam się ,co z dziewczyną Maksa. Jak na narzeczoną spędza z nim mało czasu. Uwielbiam Aleksa,jego sarkazm i poczucie humoru.Chłopak jest naprawdę pewny siebie.Dziękuję za kolejny rozdział. Życzę pogody na majówkę. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Totalnie nie moje klimaty, ale i tak się bardzo wciągnąłam, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje też totalnie nie, ale ostatnio mam fazę na krążenie i zwiedzanie różnych takich nieznanych światów. Okazują się całkiem fascynujące.

      Usuń
  4. Zajebisty rozdział, jak zwykle. Trzyma w napięciu, Alex wymiata, Wiki też. Czekamy na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No coraz bardziej zwariowane to opowiadanie się robi, a ja ostatnio bardzo lubię różnorakie szaleństwa 😆 Aleks to mały szaleniec i wygląda na to że Maks stanie się jego kumplem do wariactw. To ich na pewno zbliży do siebie :) Ciekawie z tymi wyścigami, teraz się głowię czy to całkiem wymyśliłaś czy jakiś okruch prawdy w tym jest. Może się kiedyś wybiorę sprawdzić 😉 Bardzo dziękuję i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejscówka raczej wyssana z palca, ponoć czasem się tam coś dzieje i nie powiem, nadaje się, ale chyba zbyt na widoku. Co do samych wyścigów to ludzie się ścigali, ścigają i ścigać będą, to się raczej nie zmieni ;)

      Usuń
  6. Dziekuję bardzo za rozdział,chyba Cię Mercury Legioniści przeciagneli na ciemną stronę mocy hihihihi,nie daj się!!Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiste, nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu i kiedy Aleks w koncu sie odwazy cos zrobic. Super poszesz bardzo to do mnie trafia. Szkoda, ze trzeba czekac hehe

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy przewidujesz następny rozdział? :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    o tak randka wspaniała, jeszcze Max znalazł swoją siostrę w takim miejscu i co w końcu Alex prowadził, a Wiki zasnęła jak i słowa Maxa, że było fajnie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, co za genialne opowiadanie! Podoba mi się chyba nawet bardziej niż Kontrapunkt, serio. Sam rozdział niesamowicie ciekawy i emocjonujący, począwszy od L i Legii (parsknęłam śmiechem) aż po ucieczkę samochodem Aleksa ♥ chyba mam słabość do facetów, którzy tak dobrze prowadzą samochody, jakoś mi to strasznie, w pokręcony sposób imponuje (możliwe, że to dlatego, że sama jestem marnym kierowcą).
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ja też mam słabość. W zasadzie do wszystkiego, co szybkie. Kiedyś się zabiję, rly.
      Cieszę się, że Ci się podoba i dzięki za komentarz! Mam nadzieję, że zabrnęłaś dalej ;)

      Usuń