niedziela, 14 maja 2017

Rozdział VIII: Bardziej mój niż czyjś

       Hej! W końcu się wyrobiłam. Mam dzisiaj dzień nic nierobienia i zamierzam go wykorzystać, bo od jutra znowu harówka. Także wrzucam rozdział, lecę nad Wisłę i zamierzam tam leżeć bezczynnie do wieczora. Brzmi jak świetny plan.
        Korzystajcie z pięknej pogody, przczytajcie rozdział, mam nadzieję, że z przyjemnością i nie niecierpliwcie się za bardzo ;) Dzięki za komentarze, trzymajcie się i do usłyszenia za tydzień!





Rozdział VIII

Bardziej mój niż czyjś






        – …no i myślałam o bieli i błękicie, co sądzisz, kotek? 
        „Kotek” nic nie sądził, bo właśnie został wyrwany z półświadomej drzemki. Zamrugał.
       – Co? – zapytał przepraszająco, a Ewelina zmierzyła go zirytowanym spojrzeniem. Z trudem powstrzymał ziewnięcie. 
       Doszło do tego, że autentycznie nie mógł przez tego gówniarza spać. Aleks nie odzywał się od czasu, kiedy wysłał Maksowi tamtego porannego smsa, czyli od trzydziestu czterech godzin, a tej nocy Maks praktycznie nie zmrużył oka. Zamiast spać, siedział i się martwił. Wiedział, że to było idiotyczne, że jego niespanie w niczym nie pomoże, ale to właśnie było najgorsze, że nie mógł nic na to poradzić. Więc tak sobie tkwił w tym stanie bezsenności od półtorej doby, zastanawiając się obsesyjnie, co takiego Aleks musiał załatwić od świtu i dlaczego nie mógł napisać jednego pierdolonego smsa, na przykład, że żyje. Nie mówiąc już o tym, że miał zostać jeszcze przez parę dni po po zniknięciu Wiktorii po to, żeby mogli… pogadać albo żeby mogli cokolwiek. Miał zostać, a on poszedł. Aleks w ogóle był człowiekiem, który ciągle gdzieś szedł, nie potrafił usiedzieć na tyłku w jednym miejscu. Najwyraźniej czerpał jakąś chorą przyjemność z ciągłego doprowadzania Maksa do stanu przedzawałowego. 
        Nie rozumiał, dlaczego w ogóle się przejmował. Skupił wzrok na Ewelinie. A, no tak. Wesele. Biel i błękit.
      – Jasne, może być – odparł, uśmiechając się. Generalnie to wszystko mu pasowało, o ile tylko Aleks nie wpakował się w jakieś kolejne gówno. Jezu, co było nie tak z jego myślami? 
       Musiał przestać się martwić. Musiał przestać non stop o nim myśleć, bo to nie było normalne. Nie było też żadnego powodu do niepokoju, bo przecież Aleks był znany z tego, że znikał bez śladu i się nie odzywał. Chwilami Maks miał wrażenie, że robił mu to na złość, chociaż wiedział, że to było mało możliwe. Jeśli nie odezwie się do… dajmy na to środy to wtedy już będzie powód do niepokoju. Wtedy Maks będzie mógł zacząć się martwić, nie wcześniej. 
       – Skoczę do łazienki, okej? – rzuciła Ewelina, wstając od stolika. Maks odprowadził ją wzrokiem. Rany, nadal była tak samo ładna jak osiem lat temu i miała tak samo zajebiste nogi.
       W końcu mieli chwilę, żeby się spotkać i spędzić razem trochę czasu. Zwykle widywali się z doskoku, bo Ewelina wiecznie pracowała. Byli w kinie na komedii romantycznej, która wcale nie była taka tragiczna, jak Maks się spodziewał, a teraz jedli kolację. To był miły wieczór. Ale byłby jezcze milszy, gdyby Maks wiedział, gdzie Aleks się podziewał. 
       – Ej, słyszałeś? – rzuciła Ewelina, z powrotem siadając naprzeciwko niego, ale ze wzrokiem utkwionym w ekranie telefonu. To było nieco niepokojące, że najwyraźniej była jedną z tych osób, które przeglądały Facebooka podczas siedzenia na kiblu. Maks mruknął ze średnim zainteresowaniem. – Aresztowali jakiegoś kolesia za to zabójstwo, co było niedaleko twojego domu – wyjaśniła, unosząc smartfona z otwartym artykułem. – Szybko im poszło, co? Tydzień i już… Ale dobrze wiedzieć, że ten skurwiel nie biega już na wolności… 
      Maks nie był pewien, jak się poczuł ani kiedy dokładnie jej słowa przestały do niego docierać. Oblał go zimny pot i jedyne, na czym był w stanie się skupić było to, żeby nie pokazać po sobie, że ta informacja w jakikolwiek sposób go poruszyła. Przez moment walczył z tą reakcją, która miała ochotę wypłynąć na zewnątrz, ale trwało to może trzy sekundy, zanim się opanował. 
        – Tak? A kto to? – zapytał z zaciekawieniem. Dobrze, nawet głos mu nie zadrżał. 
       Nie mogli, kurwa, zgarnąć za to Aleksa. Aleks tego nie zrobił, był niewinny. Przez chwilę Maks autentycznie zamierzał wstać, pojechać na policję i powiedzieć im, że Aleks był niewinny, chociaż wiedział, że to byłaby najgłupsza rzecz, jaką mógłby zrobić. Ale… Ale Aleks się nie odzywał, nie było go, a oni teoretycznie mogli to z nim powiązać i Maks naprawdę nie wiedział, co zrobi, jeśli to okaże się prawdą. Nie wiedział, co zrobiłby, gdyby Aleks zniknął. 
       Te wszystkie myśli przeleciały mu przez głowę wzmacniane paniką przez dwie sekundy, podczas których czekał na odpowiedź. Błagał Ewelinę wzrokiem, żeby powiedziała, że aresztowali kogoś innego. Zupełnie innego, najlepiej kogoś, kogo Aleks nigdy nawet nie widział na oczy, z kim nie miał nic wspólnego. 
      – Nie mówią – odparła, wzruszając ramionami i odkładając telefon na blat stolika. – Chyba nie mogą jeszcze zdradzać szczegółów czy coś. 
        Nie pamiętał, kiedy ostatnio Ewelina tak go rozczarowała, chociaż na zdrowy rozsądek to przecież wiedział, że to nie była jej wina, że policja nie zdradzała szczegółów. Chciał obwinić kogokolwiek, bo to nadal mógł być Aleks. 
        Jezu, Maks, uspokój się, nakazał sobie w duchu. To nie Aleks, Aleks tylko pojechał coś załatwić, jak zresztą sam powiedział. Opanuj się. 
      Nie wiedział, jak udało mu się dotrwać do końca kolacji, ale skubnął jeszcze kilka razy swojego pstrąga, słuchając Eweliny, która zaczęła już mówić o czymś zupełnie innym. Dla odmiany nie mówiła o pracy. Mówiła o ślubie. Maks nie potrafił się skupić. W jego głowie kiełkował plan. Wiedział już dokładnie, co zrobi, kiedy wyjdą z restauracji. Powie Ewelinie, że jest zmęczony, poza tym musi jeszcze przygotować się do jutrzejszej rozmowy kwalifikacyjnej, bo jeśli przejdzie przez drugi etap to praca była jego. Ona wykaże się absolutnym zrozumieniem, więc zamówi jej taksówkę i będzie patrzył, jak odjeżdża, ale sam nie pojedzie do domu. Pójdzie szukać Aleksa. 
      Wiedział, że szukanie jednej osoby w dwumilionowym mieście było jak szukanie igły w stogu siana, ale musiał przynajmniej spróbować



***



        Aleks mógł policzyć na palcach jednej ręki sytuacje, w których był autentycznie zestresowany i to była jedna z nich. Nie miał pojęcia, jak rozgrywało się takie rzeczy, bo miał tylko osiemnaście lat i tak naprawdę nie był żadnym cwaniakiem, mimo że takiego udawał. No trudno, musiał się jakoś trzymać.
      – Chyba nie powiesz, że nieładnie to zorganizowaliśmy? – zapytał starszy mężczyzna w całkiem ładnie skrojonym garniturze, siadając obok niego na krześle barowym i machając lekceważąco na kelnera.
        – Bardzo ładnie to zorganizowaliście – przyznał spokojnie Aleks, posłusznie przyjmując małą szklaneczkę whisky i biorąc spory łyk. Tylko to powstrzymało go przed przełknięciem śliny. – Naprawdę to doceniamy… 
        Facet machnął ręką, jakby chciał powiedzieć, że to była drobnostka. 
        – Nie mam pretensji do twojego brata, że pozbył się tego śmiecia. Wszyscy dobrze na tym wyszli. Możesz mu to przekazać – odparł beztrosko, po czym sam napił się whisky i delektował się nią przez chwilę, wyraźnie się nie spiesząc. – Niech potraktuje to jako przysługę.
        Aleks nie wierzył w przysługi. A już na pewno nie wierzył w to, że ktoś taki jak Partyka robił komukolwiek przysługi, nie oczekując niczego w zamian. Z jakiegoś powodu ten facet wywoływał u niego gęsią skórkę. 
       – Przynajmniej na to zasłużył? – zapytał cicho, gapiąc się w swoją szklankę i starając się nie okazać po sobie zdenerwowania. – Facet, który pójdzie za mojego brata za kratki, czy przynajmniej na to zasłużył? – uściślił. Partyka uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było ani odrobiny ciepła.
       – Tak – odparł krótko, nie rozwijając tematu. Aleks pokiwał nieobecnie głową, nie wiedząc, czy bardziej było mu przykro, że niewinny człowiek pójdzie siedzieć, czy miał poczucie winy z powodu ulgi, którą odczuł, gdy tylko się o tym dowiedział.
        Nie sądził, żeby poradził sobie bez Kostka. Kostek może i miewał swoje napady idiotyzmu, ale był dla niego jak cholerny mentor. Aleks nigdy nie przyznałby na głos, że bez niego byłby kompletnie zgubiony.
       – Więc co w zamian za tę przysługę? – zapytał prosto z mostu, obracając szklankę w dłoni. Partyka zmierzył go uważnym spojrzeniem. 
        – Nie oczekuję zapłaty – zapewnił go spokojnie. 
        – Mimo wszystko czuję się zobowiązany – zaprotestował uparcie Aleks, zastanawiając się, czy dobrze robił i na ile sposobów Kostek by go zabił, gdyby to usłyszał. Partyka przez moment wpatrywał się w niego z zastanowieniem. 
       – Wincent twierdzi, że niegłupi z ciebie chłopak. Z tego, co zrozumiałem to wręcz cię lubi, a Wincent nie lubi wielu ludzi. Mi to wystarczy, bo powierzyłbym bez wahania swoje życie temu facetowi. Więc jeśli on za ciebie ręczy… – Aleks uśmiechnął się blado, nie odpowiadając. Jasne, że Wincent go lubił, inaczej przecież by go nie ruchał. Albo lubił go tylko dlatego. Gdyby Partyka o tym wiedział, z pewnością miałby zupełnie inne zdanie na jego temat. Na temat ich obu. – W każdym razie… jestem pewien, że znalazłbym dla ciebie zajęcie. Jeśli oczywiście to jest coś, czego chcesz – zastrzegł, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Aleks zastygł na kilka sekund, słysząc to pytanie. 
        Czego chciał? Nie był pewien, czy chciał bawić się w gangstera. Chciał za to pisać i robić rap. Chciał pójść na jakieś studia (może?). Chciał mieć święty spokój i chciał pewnego dnia mieć tyle forsy, żeby nie musieć się niczym martwić. Takie były plany, więc… chyba nie zaszkodzi, jeśli zapewni sobie jakikolwiek finansowy start, prawda? 
        – Rozważę to – odparł w końcu ostrożnie, bo podejmowanie decyzji na szybko było najgłupszą rzeczą, jaką można było zrobić. – I dam panu znać. 
    – Masz tyle czasu, ile potrzebujesz – zapewnił Partyka, z jakiegoś powodu sprawiając wrażenie rozbawionego. Aleks dziwnie się czuł, rozmawiając z tym gościem. Miał wrażenie, jakby go znał, bo Wincent często o nim mówił i to zwykle mówił okropne rzeczy. To znaczy może nie okropne, ale sugerujące, że to nie był ktoś, komu Aleks chciałby podpaść. Nie był pewien, czy przypadkiem nie porywał się z motyką na słońce i czy w przyszłości nie będzie tego żałował, ale z drugiej strony ten facet uchronił Kostka przed więzieniem, chociaż wcale nie musiał tego robić. I Aleks nadal nie rozumiał, dlaczego to zrobił. To nie miało sensu i tutaj w Aleksie budził się jego wewnętrzny paranoik, bo naprawdę nie potrafił sobie wyobrazić, czego Partyka mógłby od niego chcieć. Jasne, Aleks był wygadany, ale nie przesadzajmy, ostatecznie był tylko głupim licealistą i nie miał wiele do zaoferowania. To było podejrzane i sprawiało, że odczuwał mimowolny niepokój.
     – Nie czuj się zobowiązany – powiedział nagle Partyka, a Aleks zamrugał z zaskoczeniem, bo chyba w którymś momencie trochę się wyłączył. – Powiedziałeś, że czujesz się zobowiązany – wyjaśnił, widząc jego nierozumiejący wzrok. – Nie powinieneś. Możemy zastanowić się nad jakąś współpracą, ale musisz wiedzieć, że wtedy będziemy zupełnie inaczej rozmawiać – zastrzegł, po raz pierwszy od początku tego spotkania brzmiąc prawie surowo, choć nadal z nutką rozbawienia. – Więc dobrze to przemyśl, bo możemy porzucić ten temat i w zamian porozmawiać o twojej muzyce – dodał, unosząc kącik ust. Aleks odetchnął wewnętrznie, powtarzając sobie, żeby był dzielny, bo ten koleś tak naprawdę był miły, tylko Aleks coś sobie ubzdurał, że miał złe intencje. A jak mówią: jak dają, to bierz.
      – Moja muzyka w zasadzie nie istnieje – odparł już pewniejszym tonem, choć z lekką goryczą. – I nie zaistnieje, dopóki nie znajdzie się ktoś, kto zechce ją wydać. 
        – Masz próbki – zaprotestował Partyka, unosząc pytająco brew. – I demo. Słyszałem je. 
      – Tak – przyznał Aleks, opierając brodę na dłoni i nagle czując się o wiele swobodniej. – Jakiś szmer się niesie, ale ten szmer zawsze szybko cichnie, bo wygląda na to, że bez wydawcy i bez koncertów nikt nie pamięta czegoś, co usłyszał gdzieś kiedyś z doskoku – dodał, wzruszając ramionami. Partyka pokiwał głową. 
      – Wiesz… nie znam się na muzyce. Ale znam się na biznesie, a każdy biznes opiera się na tych samych zasadach. Z tego, co rozumiem to mamy już talent, potrzebny nam tylko rozgłos – stwierdził z przekonaniem. – Robisz to wszystko sam? – dodał z zaciekawieniem. – Sam piszesz i sam miksujesz? 
        – Tak – odparł Aleks, mimowolnie urażony sugestią, że mógłby potrzebować czyjejś pomocy w tworzeniu. Partyka uśmiechnął się. 
        – Bomba – skwitował. – Dobra, moi ludzie się rozejrzą, popytają i spróbujemy coś z tego ulepić. A ty pisz dalej. Będziesz potrzebował materiału – oznajmił. Aleks wiedział, że to miało oznaczać, że pomoże mu się wybić, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że zabrzmiało trochę jak groźba. Uśmiechnął się bez przekonania. 
        Mimo wszystko… to była jego cholerna szansa, być może jedna na milion i niech go szlag trafi, jeśli jej nie wykorzysta. Nieważne, co będzie musiał poświęcić i zaryzykować po drodze.
        – Okej, to niech pan czyni swoją magię – stwierdził w końcu, wzruszając ramionami. Patryka zaśmiał się cicho, a Aleks z zawstydzeniem zdał sobie sprawę z tego, że nie wiedział, jak miał na imię ani na nazwisko. W opowieściach zawsze był po prostu Partyką.
       – Tym się nie przejmuj – zapewnił go spokojnie, a Aleks uśmiechnął się odruchowo. Cholera, nie miał pojęcia, czy to nie był największy błąd w jego życiu, ale ten facet mógł być jego przepustką do lepszego świata i sposobem na ucieczkę ze starej, śmierdzącej Pragi. A Aleks nigdy nie podchodził do życia zbyt przezornie. 
       – W takim razie… myślę, że możemy przejść do warunków naszej współpracy – oznajmił nagle, spoglądając na niego ukradkiem. Partyka uniósł brwi, ale uśmiechnął się. Widać było, że był zaskoczony. Przez moment wpatrywał się w niego z namysłem. 
        – Znakomicie – stwierdził z zadowoleniem. – Jak sobie życzysz. Myślę, że miałbym dla ciebie małe zadanie na początek. Nic nadzwyczajnie trudnego, ale wymagającego pewnej specyficznej… subtelności, której brakuje wielu moim ludziom. – Niepokój Aleksa, który zdążył już nieco opaść powrócił właśnie ze zdwojoną siłą. – To będzie tak naprawdę po to, żebyśmy lepiej się poznali, poznali swoje metody… załatwiania problemów.
       – Nie zrobię nikomu krzywdy – wypalił Aleks, po czym przeklął się w duchu. – To znaczy… to raczej nie jest moja specjalność… – wyjaśnił niezręcznie, Partyka uśmiechnął się wyrozumiale.
      – Od tego już mam ludzi – zapewnił go, uśmiechając się krzywo. – Poza tym nie, nie sądzę, żeby to była twoja specjalność – dodał z rozbawieniem, a Aleks poczuł się delikatnie dotknięty, bo przecież nie był aż takim cherlakiem. 
        – W takim razie zamieniam się w słuch – powiedział odważnie. 
       – Jeszcze jedna rzecz – zaznaczył nagle Partyka. – Musisz wiedzieć, że będę wymagał względnej lojalności… 
       – Ależ oczywiście, że tak… – zapewnił go natychmiast Aleks, wchodząc mu w słowo, ale Partyka nie pozwolił mu kontynuować, a jedynie uniósł rękę, żeby go uciszyć.
        – …i w związku z tym muszę cię prosić, że kiedy następnym razem będziesz miał ochotę przyłożyć mojemu bratu, po prostu się powstrzymaj – dokończył zdecydowanym tonem, a Aleks uniósł gwałtownie głowę i zamrugał. 
      Cholera, wiedział o tym, że Aleks przywalił Adrianowi. To nie był dobry zwrot akcji. Kiedy Aleks przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, Partyka kontynuował: 
        – Przynajmniej zasłużył? – zapytał z umiarkowanym zainteresowaniem, a Aleks odchrząknął. 
        – Obraził moją koleżankę – wyjaśnił cicho. Partyka parsknął śmiechem i pokręcił głową.
    – Młody już od jakiegoś czasu wyżej sra niż dupę ma – przyznał, krzywiąc się. – Będzie trzeba go utemperować. Ale nadal… ten jeden raz wybaczam, ale nie mogę pozwolić na to, żeby były jakiekolwiek nieporozumienia na linii ty-Adrian. Możecie się unikać, mnie to nie obchodzi, ale jak będziecie robić problemy to bardzo się… zdenerwuję – wypowiedział te słowa z absolutnym spokojem, ale Aleks wyczuł, że to nie były żarty. Pokiwał obowiązkowo głową. 
      – Będę cywilizowany, jeśli on będzie – obiecał cicho, a Partyka westchnął ciężko, jakby sugerował, że to może nie być takie proste. Przez chwilę obaj milczeli. Aleks wziął kolejnego łyka whisky, która zapiekła go przyjemnie w podniebienie i rozejrzał się po lokalu. Wyglądał ekskluzywnie, coś pomiędzy klubem nocnym a elegancką restauracją i Aleksowi trudno było uwierzyć, że to miejsce należało do jego… szefa? Jezu.
       Patryka dokończył swojego drinka i postawił szklankę na blacie z głośnym brzdęknięciem, po czym odwrócił się z powrotem do Aleksa i pochylił się, ściszając głos.
        – Dobra, w takim razie słuchaj. Twoje zadanie jest takie… 
      Kiedy Aleks wyszedł z klubu Partyki była już ciemna noc, grubo po północy. Włożył słuchawki w uszy, puścił Leonarda Cohena i ruszył powolnym krokiem w stronę metra. Nie był pewien, jaki cyrograf właśnie podpisał, z kim i co z tego wyniknie, ale… teraz nie potrafił się tym martwić. Sprawa Rogala była zamknięta, Kostek był bezpieczny, on miał przed sobą perspektywę łatwego zarobku i odrobiny ekscytacji, a cała ta skomplikowana mafijna konstrukcja trzymała się tak mocno, że nie było takiej opcji, żeby akurat on z czymkolwiek wpadł. Wystarczyło być ostrożnym. 
      Wyciągnął telefon po raz pierwszy, od kiedy wszedł do klubu, bo wcześniej był zbyt zestresowany i wolał kompletnie odciąć się od świata i skupić jedynie na przetrwaniu tej jednej rozmowy, a na jego twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech, tak szeroki, że na Pradze już dostałby wpierdol za łażenie w środku nocy po ulicy z taką radością. To nie było tak, że Aleks nie cieszył się z tego, że Maks wyraźnie miał małą obsesję na jego punkcie, a być może wcale nie aż tak małą. Jasne, że się cieszył, to było cudowne. Ale nadal nie mógł go rozgryźć. Chwilami wydawało mu się, że Maks lubił go w całkowicie kumpelskim sensie, a przynajmniej nie robił niczego, co sugerowałoby, że jest inaczej, ale czasem Maks po prostu patrzył na niego w taki sposób, że zaczynał mieć wątpliwości. Patrzył tak, że Aleks miał wrażenie, jakby przepływał przez niego prąd i czuł się prześwietlony na wylot. To nie było nawet spojrzenie pod tytułem „chciałbym cię zerżnąć”, bo z tym spojrzeniem Aleks był stosunkowo zaznajomiony, to było… to było coś zupełnie innego. Maks patrzył na niego inaczej niż ktokolwiek kiedykolwiek na niego patrzył. Z jakąś taką troską i zaangażowaniem, jakby na całym świecie nie było niczego ważniejszego i jakby… jakby patrzenie na Aleksa sprawiało mu autentyczną przyjemność, bo robił to praktycznie ciągle. I dlatego Aleks mu nie wierzył. Maks mógł sobie udawać, że nie było między nimi niczego więcej, ale Aleks wiedział lepiej i był już naprawdę bliski zrobienia jakiegoś ruchu. Miał już niemal pewność, bo niezainteresowani, heteroseksualni faceci zwyczajnie nie zachowywali się w taki sposób, a tym bardziej tak nie patrzyli. To był zupełnie inny rodzaj dynamiki i chemii pomiędzy dwojgiem ludzi. A skoro Aleks wyczuwał tę chemię od momentu, kiedy się poznali i z każdym dniem coraz bardziej to chyba nie było możliwe, żeby Maks nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia, prawda? Musiałby być zupełnie ślepy.
        Okej, Maks ewidentnie był ślepy. 
     Na początku Aleks jeszcze był skłonny uwierzyć w to, że sobie coś wyobraził. Zawsze miał tendencję do przesady i do wyolbrzymiania rzeczy w swojej głowie, więc starał się zmusić samego siebie do pogodzenia się z tym, że między nim a Maksem nigdy nic nie będzie. Ale teraz… po tej niby-randce, która tak naprawdę była prawdziwą randką, po wyścigach i po tych paru dniach, które spędzili z Wiki… nikt go, kurwa, nie przekona do tego, że to nie było prawdziwe. Czuł to niemal w kościach, jakby to napięcie wiszące pomiędzy nim a Maksem wypełniało cały jego organizm i bardzo potrzebowało ujścia. I skoro on dostrzegał te drobne sygnały, które wysyłał mu Maks, świadomie bądź nie, jak na przykład to, jak zawieszał na nim wzrok albo jaki był zirytowany, kiedy Aleks poświęcał trochę więcej uwagi Wiki niż jemu, to jak to było, kurwa, możliwe, że Maks nie dostrzegał bardzo niesubtelnych sygnałów, które on mu wysyłał? Nie dostrzegał albo nie chciał dostrzegać. Obie opcje były możliwe.
       Aleks sam już nie wiedział, co powinien zrobić. Bał się wykonać jakikolwiek ruch, bo mimo wszystko wolał się z Maksem tylko kumplować niż gdyby ten miał się obrazić i Aleks nie miałby go w ogóle. Nie, to było nie do przyjęcia. Czekał więc, aż to Maks zrobi coś, co rozwieje jego wątpliwości i upewni go stuprocentowo. Ale Maks niczego takiego nie robił i Aleks naprawdę miał już po dziurki w nosie czekania. Czekanie było beznadziejne.
     Najchętniej poszedłby do Maksa od razu i w zasadzie mógłby, bo szesnaście nieodebranych połączeń od niego raczej wskazywało na to, że Maks chciał go zobaczyć, ale z drugiej strony… Aleks i tak był cholernie zestresowany tym spotkaniem i zdecydowanie nie chciał, żeby Maks się o nim dowiedział, wiedział już wystarczająco o jego szemranych sprawach, a kiedy Aleks był zestresowany to miał tendencję do robienia głupstw, takich jak nadmierne paplanie albo… jeszcze gorsze rzeczy. Pewnie ta cała adrenalina niedługo zacznie z niego wychodzić i poczuje potrzebę uzewnętrzniania się albo co gorsza przytulania i wszystko wtedy szlag trafi. Nie, niedobry pomysł. 

        Do: Maks. Wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest. Wpadnę jutro.

       Wysłał jedynie z odrobiną wahania, ignorując pokusę skulenia się na swojej kanapie i gadania z Maksem o wszystkim i o niczym do późnych godzin nocnych. Jutro w końcu też jest dzień, a w sumie to nie zaszkodzi mu wreszcie wrócić do domu i sprawdzić, czy wszyscy tam żyją.



***



      Był chyba wszędzie. Dosłownie wszędzie. Najpierw poszedł na Mazowiecką i zajrzał do jego ulubionego shot-baru. Był mały, więc Maks tylko wszedł do środka i rozejrzał się po twarzach wszystkich obecnych, po czym rzucił barmanowi zirytowane spojrzenie, kiedy ten zerknął na niego pytająco i wyszedł. Przy okazji zajrzał do każdego klubu po drugiej stronie ulicy, w każdym płacąc cholerne dziesięć złotych za wstęp. Wchodził, przedzierał się przez tłum, dziko się przy tym rozglądając, potrącali go obcy ludzie i oczywiście parokrotnie wylano na niego drinka, po czym wychodził, kiedy nie znajdywał tego, czego szukał. Wpadł na chwilę do Funky Jima i Mety Sety. Nie było go. Z opuszczoną głową pełną czarnych myśli ruszył w stronę Nowego Światu. Zaglądał do każdej knajpy po drodze, ale dalej nic. 
       Skoro już był w pobliżu ruszył w stronę Wisły. Przeszedł szybkim krokiem opustoszałym o tej porze roku bulwarem. Miał wrażenie, że przemierzenie Mostu Poniatowskiego zajęło mu jakieś trzy godziny. Nie miał zielonego pojęcia, czy pod Narodowym będzie się cokolwiek działo, ale warto było spróbować. 
      Oj, działo się. Silniki znowu ryczały, a ludzie tłoczyli się przy barierkach, wrzeszcząc i raz po raz tłukąc butelki. Maks skrzywił się, lawirując w tłumie i rozglądając się paranoicznie. Szukał jednej, konkretnej twarzy, nikt inny go nie interesował. Cholera, jeśli nie znajdzie go tutaj to ostatnią opcją będzie pojechanie na Pragę, a Maks nigdy nie czuł się tam zbyt pewnie. Zawsze wydawało mu się, że to był zupełnie inny świat, że po zachodniej stronie Wisły to wszyscy tacy wysportowani i pracujący w korpo, hipsteriada i w ogóle, a po wschodniej tylko bida z nędzą i niedopalone pety. Wiedział, że to nie było okej ani na dobrą sprawę to nie była prawda, ale skojarzenie pozostawało. 
       No i prawdopodobnie jednak będzie zmuszony, żeby się po tej cholernej Pradze rozejrzeć, bo tutaj nie było śladu po Aleksie. Maks z ciekawości zerknął na dwa startujące auta, próbując na jakiejkolwiek podstawie orzec, które wygra, ale zwyczajnie nie miał pojęcia, więc odpuścił. Zaczepił go facet sprzedający różne podejrzane rzeczy, ale nie ten sam, co poprzednim razem. Maks grzecznie odmówił i parł dalej do przodu, aż w końcu zatrzymał się raptownie. 
        Znał tego faceta, który stał parę kroków przed nim. Już go widział. Aleks twierdził, że to był jego brat.
     Maks miał spore opory przed podejściem do tego gościa. Instynkt podpowiadał mu, że podchodzenie i zagadywanie z własnej woli do dresiarzy było bardzo złym pomysłem. Aleks zdecydowanie nie wyglądał na dresiarza, zbyt dobrze się ubierał i za bardzo dbał o swój wygląd, ale gdyby istniało uosobienie warszawskiej Pragi, byłby nim jego brat. Cała jego powierzchowność wręcz krzyczała „Prażka”, na dodatek stał w towarzystwie bardzo wysokiego i napakowanego gościa, nawet wyższego i bardziej napakowanego niż jego goryle, których on i Aleks spotkali tamtej nocy. Ten duży pochylał się nad bratem Aleksa – Kostkiem? – i coś mówił, i wyglądało to bardzo podejrzanie. Maks wiedział, że teoretycznie mogli prowadzić beztroską pogawędkę o samochodach. Ale mogli też planować morderstwo. Maks nie wiedział i wolał się nie dowiadywać. 
     Możliwość wyboru została mu jednak odebrana, bo Kostek w trakcie słuchania uniósł wzrok, który zatrzymał się prosto na Maksie. Na moment zmarszczył brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć, aż w końcu jego oczy się rozszerzyły i kiwnął na Maksa dłonią, zachęcając go, żeby podszedł. Maks uniósł pytająco brwi, upewniając się, czy to aby na pewno o niego chodziło. Kostek zrobił parę kroków do przodu. 
       – A ty tu czego? – prychnął cicho, kiedy był wystarczająco blisko, a Maksowi przeszło ironicznie przez myśl, że to naprawdę sprzyjająca okoliczność, że brat Aleksa miał tak miłe usposobienie. Jak to było możliwe, że z Aleksa była taka dobra dusza, podczas gdy jego brat był takim chujem? Odziedziczył wszystkie dobre geny? Ten drugi kark podążył za nim i Maks poczuł się wyjątkowo niepewnie, bo obaj byli od niego o wiele więksi, ale dzielnie wytrzymał utkwione w nim niechętne spojrzenie. Udało mu się nawet nie przełknąć śliny, bo to byłby wyjątkowo żałosny ruch.
       – Szukam Aleksa – odparł, mając na tyle zdrowego rozsądku, żeby samemu ściszyć głos. Starał się skupiać na Kostku, a nie na stojącym za nim facecie, bo jednak z nich dwóch Kostek budził mniej grozy. – Wiesz, gdzie jest? – dodał spokojnie, rezygnując z owijania w bawełnę, bo przecież Kostek i tak wiedział, kim Maks był, a Maks wiedział, kim był Kostek. Nie było sensu udawać. 
      – Czego od niego chcesz? – warknął ten drugi, robiąc krok do przodu, napinając mięśnie i patrząc na Maksa z czymś pomiędzy pogardą a podejrzliwością, jakby nie sądził, żeby Maks stanowił jakiekolwiek zagrożenie, ale wolał nie ryzykować. Maks uniósł brwi. Skąd ta gwałtowna reakcja? 
        Kostek uniósł rękę. 
        – Wyluzuj. To znajomy – wyjaśnił spokojnie, po czym uniósł kącik ust, jakby coś niezmiernie go rozbawiło. – To jest Wincent – powiedział po chwili, wskazując na stojącego obok siebie karka. – A to… – urwał, patrząc na Maksa pytająco.
        – Maks – przedstawił się neutralnym tonem.
      – Maks – powtórzył w sposób, który sprawiał, że Maks nie był pewny, czy koleś z niego kpił, czy miał po prostu taki wyraz twarzy. Postanowił to zignorować. Przeniósł wzrok na tego drugiego, który nadal wpatrywał się w niego z niechęcią, podczas gdy Kostek wydawał się zrelaksować. – Musisz mu wybaczyć, to Aleksa prywatny pitbull – dodał, wzruszając swobodnie ramionami, a Maksowi przypomniały się słowa Kostka, kiedy poprzednio się spotkali, o tym, że Aleks zmienił pitbulla i że tamten był o wiele bardziej imponujący. Nie dało się ukryć. – Wincent, sorry na moment. Zaraz dokończymy – powiedział nagle Kostek, po czym pokazał Maksowi gestem, żeby odeszli parę kroków.
    – Dobra, o co ci chodzi? – zapytał prosto z mostu, kiedy znaleźli się poza zasięgiem słuchu, zerkając ostrożnie na stojącego nieopodal Wincenta. Maks zacisnął wargi, zastanawiając się, co odpowiedzieć. 
      – Chciałem tylko sprawdzić, czy tu jest – wyjaśnił w końcu, ściszając głos. – Nie odzywa się do mnie od paru dni i… 
       – No i co? – prychnął Kostek, wyraźnie zniecierpliwiony. – Aleks to duży chłopiec. Jeśli się nie odzywa to pewnie ma powód. Jak będzie chciał to się do ciebie odezwie – oświadczył takim tonem, jakby nie było o czym więcej dyskutować. Maks odchrząknął. 
        – Tak, wiem, po prostu mnie to zaniepokoiło… – zaczął z rozpędu, ale urwał, bo oficjalnie nie miał przecież żadnego powodu do niepokoju. Nagle spojrzenie Kostka zrobiło się o wiele bardziej uważne. 
       – Tak? Co cię zaniepokoiło? – dopytał z zaciekawieniem, ale gdzieś pod spodem słychać było groźbę. Maks usilnie starał się utrzymać beznamiętny wyraz twarzy. 
     – Tylko to, że wcześniej nie zdarzyło się, żeby tak długo mi nie odpisywał – odparł spokojnie, mając nadzieję, że ściema nie odbijała się na jego twarzy. Był przekonany, że będzie lepiej dla wszystkich, jeśli Kostek nie będzie miał pojęcia o tym, że Maks cokolwiek wiedział. Przez chwilę wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami, aż w końcu jego rysy złagodniały, na tyle, na ile były w stanie złagodnieć na jego ostrej, surowej twarzy. Złagodniały na tyle, że Maks odważył się zapytać: – Wiesz, gdzie on jest?
        Kostek przez chwilę nie odpowiadał. 
        – Jak będzie chciał to się do ciebie odezwie – powtórzył chłodno, po czym mlasnął z irytacją i pochylił się. – Słuchaj, mój brat ma teraz do załatwienia parę spraw – wyjaśnił szeptem, przez co w tym całym zgiełku Maks musiał niemal czytać z ruchu jego warg. Powiedział to spokojnym, opanowanym tonem, ale jego brwi były nieco zmarszczone, co Maks odczytał jako zaniepokojenie. Ten niepokój natychmiast przeniósł się na niego. Skoro Kostek się martwił to chyba nie mogło być dobrze, prawda? Ale gdyby… gdyby Aleksa aresztowali to nie stałby sobie tutaj i nie pił beztrosko piwa, nie? – Odezwie się do ciebie, jak je załatwi, a na razie… nie wpierdalaj się – polecił z naciskiem. – Nie masz żadnego powodu do zmartwień. – Ta, jasne, pomyślał Maks. – I słuchaj… – dodał z nieco większym wahaniem, jeszcze bardziej ściszając głos. – Nie obchodzi mnie, co tam ty i mój brat sobie robicie, okej? Wasza sprawa, ja w to nie wnikam – oświadczył, unosząc dłonie do góry. – Ale ten tam – rzucił, wskazując podbródkiem na stojącego parę kroków dalej Wincenta, który nadal przyglądał im się podejrzliwie. – Jest kurewsko zazdrosny, więc… niech z tego się nie zrobi żadna kaszana, okej? – O dziwo to zabrzmiało bardziej jak prośba niż polecenie, a jednocześnie Kostek spojrzał na niego jakoś tak porozumiewawczo, ale zanim Maks zdążył przeanalizować to spojrzenie i zrozumieć jego słowa, ten już powoli się odwracał. – Spływaj stąd – rzucił, odwracając się jeszcze przez ramię i uśmiechając się drwiąco jednym kącikiem ust. Z tym uśmieszkiem był nawet trochę podobny do Aleksa. – Niebezpiecznie chodzić tu samemu – z tymi słowami podszedł z powrotem do Wincenta, który pochylił się. 
      – Ty, co to za koleś? – zapytał, mrużąc oczy i wpatrując się w oddalające się plecy Maksa, który zaczął powoli przedzierać się przez tłum w przeciwnym kierunku. Kostek wzruszył ramionami.
        – Taki jeden frajer – odparł beztrosko, mając nadzieję, że Wincent zostawi sprawę w spokoju.
        – Czego chce od Aleksa? – drążył Wincent. Kostek miał ochotę westchnąć w duchu.
       – Chyba po prostu się kumplują – mruknął, wyciągając z plecaka kolejny czteropak i oferując Wincentowi piwo, które ten przyjął, najwyraźniej jednak nie zamierzając odpuścić. 
        – I tak lepiej, jak Partyka mu się przyjrzy – powiedział bardziej do siebie niż do Kostka. 
       – Róbcie sobie, co chcecie – prychnął Kostek, udając nieprzejętego, jednak w głębi duszy właśnie tego się obawiał. Kurwa, to mogło skończyć się bardzo źle, a wszystko przez jego cholernego, spedalonego młodszego brata i jego cholerne żonglowanie facetami.
        Maksa na szczęście ominęła cała ta rozmowa. Zmierzał powoli w stronę ronda Waszyngtona, zastanawiając się nad słowami Kostka. Wyglądał na zmartwionego, ale przecież powiedział wprost, że Maks nie miał się czym martwić, prawda? Co to mogły być za sprawy, którymi Aleks musiał się zająć? I co najważniejsze co to, kurwa, miało znaczyć, że ten drugi – ten Wincent – był kurewsko zazdrosny? O co niby? O Aleksa? W jakim sensie? Możliwe, że jego i Aleksa łączyły wspólne sprawy, może razem… pracowali. Bo nie chodziło przecież o zazdrość w tym najbardziej oczywistym sensie, to byłoby absurdalne. Ten facet miał z metr dziewięćdziesiąt wzrostu i był szeroki na dwóch Maksów, typowy kark będący definicją heteroseksualności. A Maks miał narzeczoną, ale on mógł o tym nie wiedzieć. A Aleks chyba lubił Wiki, choć może wcale nie, Maks nie miał pewności. Gdzie tu miejsce na zazdrość wśród trzech heteroseksualnych facetów? On i Aleks byli przyjaciółmi na litość boską, czy to już było zabronione? Nie wolno mu było mieć innych kumpli? Maks pokręcił głową i niemal w tym samym momencie usłyszał piknięcie w swojej kieszeni. Wyciągnął szybko telefon. Jezu, to Aleks. Dzięki Bogu.
       Zerknął jeszcze na godzinę. Za jedenaście trzecia. Czy naprawdę włóczył się jak debil po mieście przez sześć godzin? Jezu, kiedy to minęło? Otworzył wiadomość. 

        Od: Aleks. Wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest. Wpadnę jutro.

     Maks wypuścił powietrze, mając wrażenie, że wstrzymywał je, od kiedy dowiedział się, że ktoś został aresztowany w związku z zabójstwem. Teraz całe to napięcie z niego spłynęło, bo Aleks nie miałby jak napisać smsa, gdyby był w areszcie, prawda? Nie, na pewno nie chodziło o niego. Zresztą wiedział o tym już wcześniej, przecież w przeciwnym wypadku Kostek na pewno nie byłby taki spokojny, ale teraz wiedział na pewno.
      Chyba najwyższy czas, żeby wziąć taksówkę do domu i w końcu się wyspać. Teraz kiedy już wiedział, że przynajmniej chwilowo Aleks był bezpieczny. 
      Pokręcił jeszcze raz głową. Zazdrość, też coś. Może to ten cały Wincent był jakimś pedałem i się zakochał albo coś. I tłukł każdego, kto zamienił z Aleksem więcej niż dwa zdania. No to byłoby zabawne. Albo i nie, bo Maks w końcu byłby wtedy jednym z jego celów.
      Ale w sumie… może i ten facet miał coś do Aleksa. Tak romantycznie. Jezu, byliby naprawdę absurdalną parą, Aleks i ten Wincent. Przecież on był taki wielki i niedelikatny, a Aleks był taki ładny i filigranowy. Nie, to w ogóle do siebie nie pasowało. Poza tym Aleks powinien mieć kogoś myślącego, kto potrafiłby mu przygadać i na niego warknąć, gdyby była taka potrzeba i kto rozumiał i doceniałby jego żarty. Kogoś, kto miałby riposty na jego dogryzanie i kto poświęcałby mu wystarczająco wiele uwagi, bo Aleks potrzebował mnóstwo uwagi. Kogoś, kto natychmiast rozumiałby jego pomysły, a nie musiał zastanawiać się, jak je rozumieć i kto dostrzegałby jego wyjątkowość. Właśnie dlatego potrzebował kogoś innego, kogoś... no na przykład kogoś takiego jak Maks. 
     Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Jezu, co za durna myśl. Ale jeśli się nad tym głębiej zastanowić... wszystko między nimi od początku było takie cholernie intensywne i na wyłączność, a Maks myślał o nim praktycznie bez przerwy i gdyby Aleks był kobietą to uznałby to za cholerną miłość od pierwszego wejrzenia, którą już raz przeżył, ale się wypaliła i teraz czuł się... w zasadzie czuł się bardzo podobnie, jak wtedy, kiedy poznał Ewelinę. O niej też myślał bez przerwy, kiedy był w liceum. A teraz był Aleks, tyle że dochodził tu dodatkowy problem, bo Aleks zdecydowanie nie był kobietą, chociaż nie był też kumplem, w każdym razie nie do końca. Był gdzieś pomiędzy, ale Maks nie potrafił go jeszcze konkretnie umiejscowić. Wiedział tyle, że Aleks już teraz był trochę jego, a przynajmniej w którymś momencie zaczął myśleć o nim w ten sposób i poczuł nagłe zaniepokojenie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Aleks mógłby być bardziej kogoś innego niż Maksa. Sama myśl sprawiła, że zacisnął ze złością usta. 
        Powiedział, że wpadnie jutro, więc Maks będzie musiał po prostu obserwować i odkryć, o co z nimi dwoma chodziło, bo nie miał już sił na wmawianie sobie, że to było normalne. 

11 komentarzy:

  1. Szczerze, to przeraża mnie ta obsesja Maksa. Bo to już jest obsesja. Tak myślę. Ciekawa jestem, jak rozwiąże się problem z narzeczoną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, już zdążyłam zapomnieć, że nieszczęsna Ewelina istnieje... xD
    I Maks, który się tak martwi! <3 <3 <3 ...i wreszcie zaczyna zauważać, co się dzieje...
    Mam wrażenie, że Aleks znowu pakuje się w jakieś, za przeproszeniem, gówno. No nic, będę się modlić, żeby nikt nie umarł na końcu xD :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, Maks w końcu połączył fakty do kupy. I tak jestem zdziwiona że tak spokojnie do tego podchodzi. Chociaż to może być pierwszy szok 😉 Hehe i zapoznał się z Wincentem 😁 Oby ten jednak zapomniał o Maksie bo inaczej może go niechcący wciągnąć w te ich mafijne sprawy. Choć z drugiej strony Aleks sam już się tam wprosił a raczej nie zakończy znajomości z Maksem więc sam go wciągnie... Ech chłopaki, takie rzeczy się dobrze nie kończą... No ale kariera i kasa piechotą nie chodzą więc w sumie rozumiem decyzję Aleksa 😆 Super jak zawsze, ślicznie dziękuję i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak super! Moze w koncu do czegos dojdzie. Dziekuje za rozdzial;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Maks chyba już pomału zdaje sobie sprawę o uczuciach ,które czuje do Aleksa. Może jeszcze nie dopuszcza do siebie takiej możliwości. Mam nadzieje, że Wincent za dużo nie namieszać. Pozdrowienia i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję,że w następnym rozdziale będzie bomba:))No tak ..Wincent..ughhh...będzie z nim kłopot czuję to:)Maks jest coraz bliżej Aleksa i vice versa:))So, come closer baby:)))Dziękuję Mercury:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cierpliwie czekam na buzi-buzi, to może być tak cudowna para... Już nie mogę się doczekać, aż zaczną się problemy między nimi, te emocje jak w Kontrapunkcie i Zejdź na Ziemię <3.
    W ogóle, jaka jest między nimi różnica wieku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleks ma osiemnaście lat. Maks ma dwadzieścia cztery. Tak mi się wydaje :P
      Takie długo wyczekane buzi-buzi sto razy lepiej smakuje ;)

      Usuń
  8. Sporo wątków do rozplątania. Ewelina, Wiktor, działalność przestępcza, kariera muzyczna Aleksa... jest co psuć i naprawiać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedziałam, żeby czekać na całość! Wiedziałam. Wytrzymałam przez 8 rozdziałów! I dziś przegrałam! Jezu! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    z każdym rozdziałem, ta historia coraz bardziej mnie wciąga, Max zamęcza się tym gdzie podział się Alex... a potem informacja, ze policja kogoś zgarnęła, i jego plan..., a moja myśl pójdzie na stadion narodowy i może trafi jeszcze na Kostka, no pięknie Alex już będzie z Partyką współpracował, a jak się okazuje Adrian jest bratem Partyki, ciekawe czy to powstrzymywanie będzie i działało w drugą stronę... no niestety Alex, Max jest ślepy ;] nie zdaje sobie sprawy, ze może mu podobać się facet..... Max, aż tyle połączeń, no i co? Poszedł na stadion i spotkał Kostak, a na dodatek Wincenta, mam nadzieję, ze żadnej kaszany nie będzie jak w końcu co ś ruszy, a W incent się dowie, niech Partyka nie rusza Maxa, hahha nawet Max stwierdził, że Wincent to kark z definicją hetero seksualności, a Max taki, że che mieć tylko na wyłączność Alexa...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń